Joe Biden krótko i obrazowo zdefiniował w Kijowie oś wojny, tej gorącej na Ukrainie, i tej zimnej, która znów ogarnia świat. Z jednej strony są ci, którzy – w pewnym uproszczeniu – kochają wolność, czyli Zachód, a z drugiej – ci, którzy jej nienawidzą, bo zagraża ich dyktatorskim rządom. To Rosja, ale też Chiny, Iran, Korea Północna oraz wszystkie mniej lub bardziej opresyjne reżimy, dyktatury i autokracje.
Wolność jest bezcenna
Wolność jest bezcenna i Zachód zrobi wszystko, żeby jej bronić przed tymi, którzy mają ją za nic nie znaczący slogan. Taki jest komunikat, jaki Joe Biden wysłał w świat. Stosunek do wolności to nowa linia podziału wytyczona przez USA. W pewnym sensie ideologia, która ma spoić dotąd zdemobilizowane, leniwe i oportunistyczne społeczeństwa zachodniego świata oraz ich elity w obliczu rosnącego zagrożenia. Którego wielu nie chciało dostrzegać i dla komfortu lub zyskownych interesów chowało głowy w piasek. Czytaj: Niemcy, Włochy, czy Francja.
Prezydent USA nie powiedział, że Zachód będzie chciał jakiemuś państwu wolność na siłę narzucać, ale jasno ostrzegł, że zareaguje z całą mocą, jeśli nie-wolne kraje będą chciały innych jej pozbawić. To było m.in. pod adresem Chin w związku z Tajwanem. Kijów posłużył Bidenowi do nakreślenia nowej geopolityki.
Jego słowa w stolicy Ukrainy to także zły komunikat dla tych krajów, które mienią się ostojami wolności, ale traktują ją często elastycznie i instrumentalnie. Bo kiedy prezydent USA mówi o wolności, to trzeba wiedzieć, co on i Amerykanie przez nią rozumieją. A dla nich na serio wiąże się ona nierozłącznie z demokracją. Taką autentyczną, a nie fasadową, jak np. w Turcji czy na Węgrzech oraz coraz bardziej w Polsce pod rządami PiS, żeby ograniczyć się tylko do Europy.
Chodzi o wolność
A demokracja według Amerykanów to nie tylko zapis w konstytucji. To praktycznie niezależne media, wymiar sprawiedliwości oraz uczciwe wybory. To również prawa człowieka, tolerancja i brak przyzwolenia na dyskryminację z powodu płci, rasy, wyznania, preferencji seksualnych. Nie trzeba skrajnego przeciwnika PiS, by stwierdzić, że Polska pod rządami tej partii ma kłopot ze wszystkimi wymienionymi powyżej sferami. No i dochodzi u nas jeszcze korupcja, w tępieniu której Amerykanie są wręcz dogmatyczni.
USA wielokrotnie, bardziej lub mniej delikatnie, wyrażały swoje niezadowolenie z tego, co się u nas dzieje, ale niewiele to dało. Jakże więc Jarosław Kaczyński chce uczynić z Polski najbliższego sojusznika USA w tym nowym świecie wartości? Póki trwa wojna, Amerykanie będą to „trawili”. Ale jak się skończy, a u nas będzie nadal rządził PiS, to machną ręką i postawią na Ukrainę. Ona zrobi wszystko, żeby oczekiwania Bidena co do wartości spełnić. Już to widać.
Dlatego trzeba jesienią odsunąć PiS od władzy. I nawet nie po to, żeby być bliżej z USA niż Ukraina. Tu zwyczajnie chodzi o wolność.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.




