– W sobotę po meczu rozmawialiśmy trochę w innej tonacji, ale życie napisało swój scenariusz. Co pan na to?
Jarosław Stancelewski: Dla mnie to spore zaskoczenie. Komunikat zarządu nie jest dla mnie do końca jasny. Nie jestem w środku, nie jestem poinformowany, bo i nie mogę być, i nie wiem, skąd taka decyzja. Pewnie prędzej czy później się to wszystko wyjaśni. Powtórzę więc: to zaskoczenie. Tym bardziej, że wiadomo z jakimi problemami kędzierzynianie się w tym sezonie borykają. Miejmy nadzieję, iż na koniec sezonu okaże się, że wyjdzie to im na dobre. Może też, przez to co się stało, zadziała tzw. efekt nowej miotły.
– Licząc starcie grupowe w Lidze Mistrzów i derby ze Stalą Nysa, to ZAKSA wygrała sześć setów po kolei, co przełożyło się na dwie wygrane z rzędu. Nie zdarzyło się to jej już dawno.
– Zespół był w głębokim dołku, ale wszyscy wiemy, z czego to wynikało. Kontuzje i ogromny pech. Mam nadzieję, że do czasu play off wszyscy się wyleczą i wrócą nie tylko do gry, ale i do swojej optymalnej dyspozycji. I mam nadzieję, że ten zespół będzie grał o mistrzostwo Polski. Jeśli chodzi o dotychczasowe poczynania chłopaków, to „czapki z głów”, że w tak trudnym momencie potrafili się podnieść i zacząć wygrywać. Przecież „wyciągnęli” niesamowicie trudny wynik w Lidze Mistrzów, dzięki czemu grają w niej dalej.
– Ta drużyna, którą widzieliśmy od połowy meczu z Knack Roeselare i w Nysie, to ta, którą byśmy chcieli oglądać do końca aktualnej kampanii? Oczywiście, wzmocnioną powrotem Aleksandra Śliwki?
– Nie, jeszcze nie. Zdecydowanie brakuje monolitu, takiego scementowania zespołu, którego świadkami byliśmy w poprzednim sezonie. Wtedy ta dobrze naoliwiona maszyna, jak już zaczynała grać, to przejeżdżała po wszystkich. Zatem to jeszcze nie jest to.
– Wielu powtarza, że siatkarze Zaksy zostali „zajechani” przez sezon reprezentacyjny. Z drugiej strony, w Jastrzębiu czy w Rzeszowie też gra sporo kadrowiczów, a im tak zdrowie nie szwankuje.
– W Kędzierzynie-Koźlu nastąpiła niesamowita kumulacja pecha. W dodatku wielu urazów nie dało się przewidzieć. Proszę spojrzeć choćby na fakt, że ściągnęli w trakcie rozgrywek dwóch zawodników w zastępstwie kontuzjowanych graczy, po czym oni też wypadli z gry. Niestety, tak to jest czasem w sporcie. Pojawia się czarna seria, której nie da się racjonalnie wytłumaczyć i często nie da się z tym nic zrobić.
– To czego brakuje poza zdrowiem?
– Jeżeli nie ma kompletu zawodników na treningach, sztab nie ma wszystkich do dyspozycji, to ciężko wypracować pewne schematy, automatyzmy, tak, by ten zespół odpowiednio funkcjonował. I nieważne, kiedy by to potem miało się dziać: czy na samym początku meczu, czy w końcówce.
– Tym bardziej o to wszystko trudno przy takim natłoku meczów.
– Po prostu nie ma na to czasu. Oprócz tego w sobotnim spotkaniu w kadrze Zaksy było 11 zawodników zgłoszonych do gry, w tym sześciu obcokrajowców. I pole manewru, jeżeli chodzi o zmiany, robi się bardzo ograniczone. Udźwignęli to jednak i za to kolejny szacunek.
– Czasem odnoszę wrażenie, że trudniej im się gra, bo po cichu wszyscy wokół liczą na ich kolejne potknięcia. Z gry wypadnie przecież im poważny rywal, oczywiście, gdy jest w pełnym składzie.
– Ja takiego wrażenia nie odnoszę. Myślę, że większość tych zespołów, które grały z Zaksą, albo będą grać, gdzieś tam w podświadomości wie, że mają teraz większą szansę ją ograć, ale po części też troszeczkę chłopakom współczują. I na pewno czują ogromny szacunek za to, co ugrali w poprzednich latach.
– Mówi się też, że kędzierzynianie już nic nie muszą. Tym samym od plotek transferowych wokół drużyny się nie ucieknie.
– Takiej Zaksy, jak w tym sezonie, już nie zobaczymy. Myślę, że ten zespół w przyszłych rozgrywkach będzie zdecydowanie inny. Ale teraz uważam, iż oni jeszcze się odbudują i będą grać o najwyższe cele.
– Cały czas mogą choćby wygrać po raz kolejny Ligę Mistrzów. Tam trafili w barażach na nieobliczalny Halkbank Ankara, a i w ewentualnym ćwierćfinale czeka silna Cucine Lube Civitanova.
– Faktycznie, mogli trafić lepiej, ale jeżeli tylko wierzą w to, że są w stanie ugrać coś więcej, to zagrają o to. W minionym roku była co prawda nieco inna sytuacja, bo w większości byli zdrowi i mogli trenować, ale i tak wielu ich przekreślało. A oni przechodzili kolejnych przeciwników i dotarli do finału. A w nim, jak się okazało, ten najtrudniejszy rywal w finale był dla nich najłatwiejszy. Dlatego spokojnie. Ja im daję jeszcze duży kredyt zaufania. Ze względu na to, co do tej pory pokazywali. To są doświadczeni siatkarze, reprezentanci swoich krajów. Jeżeli będą mieli zdrowie, będą mogli trenować, wrócić do normalnej dyspozycji, to będą grali, jak najlepiej potrafią.
Czytaj także: Awaryjne wzmocnienia w Zaksie Kędzierzyn-Koźle i UNI Opole