Jałta – jak trzeba ją rozumieć?
Nie miejcie żalu do Roosevelta, pomyślcie, ile musiał znieść/ Fajka, dym cygar i butelka, Churchill, co miał sojusze gdzieś/ Wszakże radziły trzy imperia nad granicami, co zatarte!/ W szczegółach zaś już siedział Beria/ I tak rozumieć trzeba Jałtę!” – śpiewał przed laty Jacek Kaczmarski.
Przywołuję te słowa barda, bo niedawno mieliśmy rocznicę konferencji jałtańskiej. Wydarzenia, które trwało ledwo tydzień, a na dziesięciolecia przedzieliło Europę żelazną kurtyną. Zaś prawie połowę dawnych ziem Rzeczpospolitej odcięło na trwale linią Curzona. Trzeba o niej pamiętać nie tyle z powodu historii, bo to nie jest dla nas, Polaków rocznica do świętowania. Po 82 latach konferencja jałtańska jest przede wszystkim przestrogą i wezwaniem do ostrożności.
Najpierw wobec słowa drukowanego. Gdyby bowiem czytać tekst rezolucji napisanej po spotkaniu przywódców trzech mocarstw, nie wiedząc, co się zdarzyło później, można by być dobrej myśli. Jej autorzy obiecywali Polakom nie tylko znaczny przyrost terytorialny na Północy i Zachodzie, ale też ustanowienie silnej, wolnej, niepodległej i demokratycznej Polski. I przeprowadzenie – możliwie jak najszybciej – wolnych i nieskrępowanych wyborów na podstawie powszechnego i tajnego głosowania.
Polityka to gra interesów
Stalin żwawo się pod tym podpisał. To były dla niego tylko slogany. Dwa miesiące później zaczęto wywozić żołnierzy AK – także tych, co bili się tylko z Niemcami – do łagrów. Wybory odbyły się po dwóch latach. I były jednym wielkim fałszerstwem przeprowadzonym pod nadzorem NKWD. Warto o tym pamiętać, kiedy dziś słyszymy, jak Rosja nazywa wojnę operacją, a zajmowanie ukraińskich terytoriów naprawianiem krzywdy, jaką był – w jej mniemaniu – rozpad ZSRR.
Jałta przypomina także – twardo i gorzko – że polityka jest grą interesów. I nie ma w niej co liczyć na wdzięczność. Trzeba o tym pamiętać, kiedy dziś Polska angażuje się na tylu polach w pomoc Ukrainie. Żeby nie było wątpliwości, angażuje się słusznie i w dobrej sprawie. To jest moralnie chwalebne.
Ale jeśli chcemy coś politycznie z tego mieć, musimy to sobie zagwarantować. Także ze strony państwa ukraińskiego. W przeciwnym razie może nam grozić po wojnie to, co spotkało rząd RP na uchodźstwie po Jałcie: poczucie izolacji, krzywdy i zdrady. W dodatku doznanej od sojuszników. Poczucie w dużej mierze słuszne, ale ówczesnemu światu kompletnie obojętne.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.