Rozmowa z młodszym z nich szybko przeszła z górniczych tradycji i wspomnień na mniej sielankową tematykę wojenną. Kuzyn przyznał, że zrezygnował w tym roku z prezentu pod choinkę prosząc, by pieniądze zaoszczędzone w ten sposób posłać „tym chłopcom na Ukrainę”. Sam nie wiem, czy większe wrażenie zrobiła na mnie jego wielkoduszność, czy konkretność jego gestu.
Ale zaraz po podziwie przyszła refleksja, że takie gesty jednak nie wystarczą. A pomoc udzielaną Ukrainie przez państwa trudniej uzgodnić niż rezygnację z prezentu z żoną. Doświadcza tego prezydent USA, który od połowy października zmaga się z Kongresem o uchwalenie wartego ponad 60 miliardów dolarów pakietu na pomoc dla Ukrainy. Uchwała powinna zapaść najdalej do końca roku. Jak jest ważna, przypomniał niedawno doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego. Kongres stoi przed prostym, nieuchronnym wyborem: Czy wspierać dalej walkę Ukrainy o wolność, czy pozwolić Putinowi wygrać – mówił.
Zwycięstwa Putina Amerykanie pewnie nie chcą, ale takiej porażki, która przyniosłaby anihilację Rosji także nie. Jej unicestwienia życzy sobie pewnie Ukraina, byłoby ono korzystne dla Polski. Ale wizja chaosu w Rosji – mocarstwie atomowym – na miarę sytuacji z lat 1917-1922 byłaby ogromnie niebezpieczna dla świata. I Amerykanie zrobią wiele, by do niego nie dopuścić.
Wierzę, że świat Zachodu z USA na czele pragnie zwycięstwa Ukrainy. Ale pewnie nie takiego, który pozwoliłby Ukraińcom odzyskać wszystkie straty terytorialne. Bo też kosztowałoby ono życie kolejnych tysięcy mężczyzn i potężny kryzys społeczny po wojnie.
Nie wszystko rozstrzygnie się pewnie na polu bitwy. Potrzebne będą mediacje. Trudno je sobie wyobrazić prowadzone przez USA i Chiny pozostające w stanie swoistej zimnej wojny. Pytań jest więcej niż odpowiedzi, a powodów do niepokoju i lęku najwięcej.
Czytaj także: Prezes Kaczyński nadal w szoku. Co może nie jest złą wiadomością dla Polski