Rozmowa z Ivanem Udareviciem
O tym dlaczego biało-czerwoni tak nie potrafią rozmawiamy z Ivanem Udareviciem. Byłym chorwackim piłkarzem, który wcześniej przez wiele lat grał w Polsce. W tym czasie bronił barw m. in. Odry Opole i Swornicy Czarnowąsy, a w tym ostatnim klubie zakończył karierę.
Łukasz Baliński: Spróbujesz wyjaśnić fenomen reprezentacji Chorwacji?
Ivan Udarević: Przede wszystkim charakter. Zadziorność, ale w pozytywnym sensie. Myślę też, że ta wojna na Bałkanach w latach 90-tych ukształtowała mnóstwo ludzi. Wzmocniła nas jako naród. Piłkarze nie grają dla siebie, oni grają dla kraju. Większość z nich lepiej spisuje się teraz w kadrze niż w klubach. Jesteśmy małym krajem, mamy około 4 milionów mieszkańców, czyli jesteśmy 10 razy mniejsi niż Polska, ale mamy mnóstwo sportów zespołowych na wysokim poziomie.
– Serbowie też mają mnóstwo gwiazd, też są charakterni, ale takiej reprezentacji piłkarskiej jak wy nie mają…
– Oni mają jednak inny charakter, który według mnie często idzie w negatywną stronę. Na przykład są bardziej kłótliwi (śmiech). Z tego co zaobserwowałem to oni też kochają swój kraj, ale na inny sposób. Faktycznie, też mają świetnych graczy, występujących w topowych klubach, ale gdy przychodzi do reprezentowania narodowych barw, to jakoś nie umieją tego przełożyć. To chyba bardziej chodzi o psychikę, mentalność, niż o umiejętności. Sami Serbowie to coraz częściej przyznają w wywiadach, że czegoś im brakuje pod tym względem i że chyba muszą zacząć podpatrywać jak to u nas się robi. Myślę, że dużo zależy od człowieka, nie można wszystkich wrzucać do jednego „worka”. Niemniej charakter do sportu mamy niesamowity. W innych dziedzinach życia już tak dobrze nie jest. No może jeszcze turystyka, ale pozostała gospodarka to już tragedia (śmiech).
– Jesteście mistrzami karnych. Tu już ważna jest nie tylko wola walki…
– Naprawdę dużo daje nam pewność siebie i poczucie wspólnoty. Trzymanie się razem. Nasi piłkarze poszliby za sobą w ogień. Na boisku i poza nim. Kto mnie zna, ten wie, że jak mam przyjaciela, to dobro, które on mi da, to ja mu oddam w trójnasób. Ale ma to też drugą stronę. Jeśli ktoś mnie oszuka, to wtedy jest naprawdę źle (śmiech).
– Czysto piłkarsko też jednak jest u was świetnie. W środku pola macie zawodników Realu Madryt, Chelsea Londyn i Interu Mediolan… Skąd wy bierzecie takich graczy jak Luka Modric, Mateo Kovacic i Marcelo Brozovic?
– Geny i dobre szkolenie. Kilka klubów ma doskonałe akademie, jak Dinamo Zagrzeb, Hajduk Split, HNR Rijeka, NK Osijek. Do tego świetni trenerzy i kapitalne warunki, lepsze niż tutaj, bo w Chorwacji jest znacznie krótsza zima, można dłużej grać na dworze, co naprawdę jest ważne według mnie. No i młodzi zawodnicy mają się od kogo uczyć.
– Nie tylko Chorwacja jest dobra w grach zespołowych. Ogólnie na Bałkanach macie świetne reprezentację i sportowców, także w piłce ręcznej, koszykówce, siatkówce, piłce wodnej…
– Znowu geny. To jest u nas we krwi, od małego. Gdziekolwiek jest jakiś skrawek do grania, to się gra. Może mniej niż kiedy ja dorastałem, ale wciąż sporo. W Polsce tak tego nie widzę. Z reguły jak ktoś gra amatorsko na boisku pod blokiem, to raczej są to chłopaki w wieku koło 30-40 lat, a nie dzieciaki, które strasznie wpatrzone są w telefony. U nas też się to zmienia na gorsze, ale nie aż tak bardzo jak tutaj.
– Czego brakuje polskim piłkarzom?
– Przede wszystkim tej pewności siebie, o której mówiłem. W Chorwacji przed mistrzostwami wszyscy są przekonani, że wyjdziemy z grupy, zrobimy wynik. Tak myślą kibice i zawodnicy, większość ludzi. W Polsce z kolei od początku jest marudzenie: a to grupa za mocna, a to styl nie taki. Brakuje tego przekonania, że umie się grać w piłkę, tej pewności. Mówię to też jako były zawodnik. Grałem z Polakami. Nigdy nie byłem wybitnym zawodnikiem, ale przychodziłem na trening, mecz i mówiłem: „panowie, dajemy z siebie wszystko, co będzie to będzie, ale walczymy o zwycięstwo”. Polacy z kolei bardziej pesymistycznie spoglądali na to. Popatrzmy chociaż na takiego Roberta Lewandowskiego. Według mnie to najlepszy obecnie napastnik świata, żywa legenda. A na mundialu był inny. Nie czułem u niego tej pewności siebie. Choćby ten karny z Meksykiem. On przecież w życiu tak nie strzelał. Zawsze robił to w inny sposób, który z reguł był skuteczny, a tu nagle coś zmienił. Po co? To właśnie świadczy też o tym, że zabrakło mu tej pewności, w takim momencie.
– To co jest nie tak z tą polską piłką?
– Moje zdanie jest takie, że tu jest znacznie więcej narzekania. Obojętnie co zrobisz, to przede wszystkim patrzy się, co kto źle zrobił. Tak jakby ludzie karmili się tymi złymi emocjami. W Chorwacji tego nie ma. W Polsce mieszkam prawie 18 lat, kocham ten kraj, mam tu dużo przyjaciół, obserwuję jak się fenomenalnie rozwinął, jak dla mnie bardziej niż np. Niemcy ostatnimi czasy, ale dużo ludzi tego nie widzi. Nie potrafią cieszyć się tym co osiągnęli. Chociażby na mundialu, bo przecież rozmawiamy o sporcie. Jak Polacy wyszli z grupy, to zaczęło się narzekanie, że w nie taki sposób jak powinni.
– Gdyby Chorwacja tak grała, ale przechodziła kolejne szczeble turnieju to ludzie u was by się cieszyli?
– Oczywiście. Jakie to ma znaczenie? U nas każdy w piłce seniorskiej patrzy na wynik. Zresztą reprezentacja u nas jest jak religia. Wszyscy jej dopingują. Tutaj jest inaczej, chociażby patrząc po knajpach. Przecież Polacy grali z Francją o ćwierćfinał mundialu, na taki mecz czekano 36 lat. Wszystkie bary, knajpy powinny być pełne ludzi, a widziałem po parę osób. W Chorwacji to ludzie by przed wejściem stali i próbowali się jakoś dostać do środka, by wspólnie kibicować.
– Wyobraźmy sobie, że na mistrzostwach Polska gra z Chorwacją… komu kibicowałby Ivan Udarević?
– Czuje się prawie pół Chorwatem, pół Polakiem. Gdy grali biało-czerwoni to bardzo im kibicowałem. W tym wypadku wybrałbym jednak Chorwację, tam się urodziłem… ale zaraz na drugim miejscu jest Polska. Nie ma dwóch zdań. Gdyby wygrała, to też nie byłoby tragedii.