Krzysztof Ogiolda: Nieco ponad sto lat temu, 16 grudnia 1922 roku w sali „Zachęty” w Warszawie zastrzelony został pierwszy prezydent Rzeczpospolitej Gabriel Narutowicz. Kiedy się patrzy dziś na zamykanie całych ulic i kwartałów, gdy przejeżdża formalna lub nieformalna głowa państwa, trudno nie spytać, jak to było możliwe, że zamachowiec mógł podejść z bronią do prezydenta na kilka kroków?
Prof. Marek Białokur: To jest zaledwie kilka lat po tym, jak Polska odzyskała niepodległość. To nie było tak, że w listopadzie 1918 wszystkie instytucje i cała administracja działała jak w normalnie funkcjonującym państwie. Polska stała przed masą wyzwań i ochrona najważniejszych osób nie była priorytetem. Zweryfikowała to dopiero praktyka. Po zamachu na prezydenta ochronę głowy państwa zorganizowano lepiej, ale i tak z dzisiejszymi standardami porównać się jej nie da. Choć gdy przed Narutowiczem na czele państwa stał – jako naczelnik – Józef Piłsudski, to zamachy na niego organizowano, choćby w 1921 roku we Lwowie. Piłsudskiego uratowało doświadczenie z działalności konspiracyjnej. Usłyszał szczęk przeładowywanego rewolweru, uchylił się i uniknął kuli. Ranny został wojewoda lwowski.
Gabriel Narutowicz, wynalazca i uczony, takiego doświadczenia nie miał…
– W gmachu „Zachęty” odbywała się doroczna uroczystość prezentacji obrazów i rysunków wykonanych przez najlepszych polskich malarzy w kończącym się wówczas 1922 roku. Piłsudski w poprzednich latach też tę wystawę otwierał. Ale z niebezpieczeństwa, choć nastroje ulicy po wyborach prezydenckich były gorące, nie zdawano sobie sprawy także dlatego, że szczyciliśmy się jako Polacy, że u nas zamachów na własnych władców ani królobójców nie było, jeśli nie liczyć Piekarskiego, który spróbował zamachu na Zygmunta III Wazę.
Dla wielu ludzi z mojego pokolenia zamachowiec z 16 grudnia 1922 ma twarz Marka Walczewskiego, który zagrał Eligiusza Niewiadomskiego w filmie Kawalerowicza „Śmierć prezydenta” z 1977 roku. Walczewski pokazał go trochę jako psychopatę. Niewiadomski był szaleńcem opętanym wolą zabicia Piłsudskiego (Narutowicz był celem zastępczym) czy działał na polityczne polecenie i czyje?
– Obawiam się, że tego w tej rozmowie nie rozstrzygniemy. Swój testament zawarł w napisanych przez siebie „Kartkach z więzienia”. Uważał, że takie postaci jak Józef Piłsudski, czy Gabriel Narutowicz, któremu zarzucał, że wybrano go głosami lewicy i mniejszości narodowych, to są ludzie niegodni swoich urzędów, bo Polski wielkiej, Polski narodowej nie widzą i będą kraj prowadzili ku skarleniu.
- Jakie były skutki zamachu?
- Jest analogia do współczesnych relacji politycznych i wyraźnych gróźb wobec politycznych przeciwników: Zniszczę tych, którzy mnie krytykują?
- Kim był Gabriel Narutowicz i dlaczego przyjechał do Polski?
Odpowiedzi na te i inne pytania w pełnej wersji rozmowy pt. „Był prezydentem dwa dni, dostał trzy kule w plecy” w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.