80 lat temu dowódcy III Rzeszy zakładali, że Festung Oppeln będzie jednym z miast, które zwiąże Armię Czerwoną walkami na dłuższy czas. W założeniach miasto być w stanie bronić się nawet przez rok. Podobne plany były względem Nysy czy Wrocławia.
Ale Opole było twierdzą tylko na papierze. Plan budowy umocnień doczekał się realizacji tylko w niewielkim wymiarze. Brakowało okopów i zapór czołgowych. Brakowało też regularnego wojska. Obok nielicznych żołnierzy i żandarmerii na miejscu był głównie Volkssturm – nastolatkowie i mężczyźni powyżej 60. roku życia.
Dowództwo Festung Oppeln 80 lat temu doskonale o tym wiedziało. Dlatego w połowie stycznia 1945 roki rozpoczęła się ewakuację mieszkańców. W kilka dni z miasta uciekło około 50-60 tys. osób. Kto się załapał na pociąg bądź ciężarówkę mógł się uważać za szczęściarza. Ci, którzy nie załapali się na transport, ładowali dobytek na wózki bądź sanie. Próbowali uciekać pieszo. Ale tamta zima była bardzo sroga. Sporo uciekinierów zabiło zimno; zmarli z wychłodzenia. Wśród nich byli nie tylko mieszkańcy Opola. Byli też ci, co do miasta uciekli ze wschodu licząc, że tutaj Armia Czerwona już nie dojdzie. Że uda się ją wcześniej zatrzymać.
Festung Oppeln padło 80 lat temu. Prawobrzeżne Opole zdobyte prawie bez wystrzału
Za przygotowanie miasta do obrony odpowiadał pułkownik Friedrich Albrecht von Pfeil. Nie wierzył, że miasto będzie w stanie się długo stawiać opór Sowietom. Odebrał sobie życie w nocy z 21 na 22 stycznia. W jego miejsce stery przejął gen. Fritz Gräser, który anulował rozkaz o konieczności obrony do ostatniego żołnierza.
Natarcie Armii Czerwonej na Festung Oppeln rozpoczęło się 23 stycznia. Dzień później prawobrzeżne Opole było przez nich zajęte. I taka sytuacja trwała przez około dwa miesiące. Niemcy uciekając na lewy brzeg wysadzili mosty na Odrze. Żołnierze radzieccy czekali też na postępy w innych częściach frontu. Dopiero pod koniec marca ruszyli na zachód.

W Festung Oppeln 80 lat temu pozostało kilkuset mieszkańców. Wielu z nich padło ofiarami grabieży i mordu. Kobiety gwałcono. Wpisuje się to w szerszy kontekst Tragedii Górnośląskiej.
Gdy Armia Czerwona wchodziła do Opola, miasto nie nosiło wielkich zniszczeń. Zmieniły to nie tylko zaczepne walki z niemieckimi niedobitkami, ale przede wszystkim grabież w wykonaniu sołdatów i szabrowników. Rabusie często podpalali budynki, by zatrzeć ślady swojej obecności. A że straży pożarnej w mieście nie było, to ogień trawił kolejne konstrukcje. Łuna nad miastem wczesną wiosną 1945 roku była widokiem powszechnym. Straż pożarna zaczęła tam działać w kwietniu.
Fotografowie uwiecznili zniszczenia i odbudowę Opola
Wtedy też, wiosną 80 lat temu, na terenie zgliszcz Festung Oppeln zaczęli pojawiać się nowi ludzie. Byli to przede wszystkim przesiedleńcy z Kresów Wschodnich. Ci próbowali układać tu sobie życie na nowo. Pracowali m.in. przy porządkowaniu ruin. Ratowali co się da. Cegły – na przykład – mogły się nadać do stawiania nowych budynków. O ile były w odpowiednim stanie.
To, jak wyglądało życie w powojennym mieście, uwieczniali świetni fotograficy. Byli to m.in. Stanisław Bober, Leonard Olejnik, Adam Śmietański oraz Marian Kornicki. To za ich sprawą wiemy jak wyglądało zniszczone miasto. Wiemy, jakie budynki zniknęły bezpowrotnie z jego krajobrazu. Ale wiemy też, jak wyglądała odbudowa.
Zdjęcia prezentowane w galerii w oryginale były czarno-białe. My prezentujemy je w wersji pokolorowanej.
Czytaj także: Malowniczy pałac już nie grozi zawaleniem. „Napis nieaktualny”
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania