Piotr Guzik: Najnowsza wystawa czasowa w muzeum poświęcona jest przemysłowi cementowemu w Opolu. To podstawowy składnik betonu, który obecnie nie ma najlepszej prasy. Kojarzy się z patorewitalizacjami, za sprawą których miejskie skwery zamieniają się w betonowe „patelnie”.
Iwona Solisz: Betonoza to nie jest wina materiału, tylko architektów, konserwatorów urbanistów, których projekty niekoniecznie przystają do oczekiwań mieszkańców. To jest coś, co projektanci i włodarze miast muszą przepracować. Trzeba natomiast pamiętać, że cement to podstawowy materiał budowlany. Jest potrzebny nie tylko do produkcji różnych rodzajów betonu, także tych specjalistycznych, wykorzystywanych np. w środowiskach agresywnych chemicznie, ale i do przygotowywania zapraw i klejów powszechnie stosowanych do budowy i remontu domów. Prezentacja specyfiki tego materiału jest zresztą elementem ekspozycji „Cementownie Opola”. Pokazujemy, skąd bierze się cement, jak powstaje, a także jaki wpływ miał na kształt i zagospodarowanie miasta.
Niemały, bo Opole kiedyś cementowniami stało.
– Obecnie mamy w mieście jeden czynny zakład, cementownię Odra. Tymczasem w szczytowym momencie, na przełomie XIX i XX wieku, w Opolu działało dziewięć cementowni. W żadnym innym ośrodku nie było ich tyle na raz. Pierwsza cementownia powstała w 1857 roku, jej właścicielem był Friedrich Wilhelm Grundmann, a zakład stał w rejonie obecnej ulicy Struga. Z czasem wyrosły kolejne, m.in. w Zakrzowie, Groszowicach i Wróblinie. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak wielką renomą cieszył się cement z Opola. Przykładowo, Hala Stulecia we Wrocławiu powstała z wykorzystaniem cementu pochodzącego z cementowi Silesia.

Zabudowania po tej cementowni w Zakrzowie doczekały się adaptacji na kompleks domExpo. Ale nie każdy obiekt poprzemysłowy może liczyć na takie szczęście. Wiele z nich nie dotrwało do naszych czasów, ponieważ postanowiono je rozebrać. Koronnym przykładem jest zakład w Groszowicach.
– Znikanie takich obiektów to niepowetowana strata. Mam świadomość, że nie wszystkim one muszą się podobać. Ale czy tego chcemy, czy nie, są istotnym śladem historii danej miejscowości i jego mieszkańców. Zarazem często historia tych miejsc jest słabo udokumentowana. Paradoksalnie, im obiekt nowszy, tym jest pod tym względem gorzej. Często łatwiej jest znaleźć informacje na temat przeszłości danego zakładu w okresie przed- i międzywojennym, niż potem, w czasie PRL. Problemem przy adaptacji obiektów poprzemysłowych pozostaje też ich kubatura oraz fakt, że często są to przestrzeniezdegradowane, wymagające rekultywacji. To, że mimo wszystko warto takie miejsca ratować, pokazują przykłady z Łodzi czy aglomeracji śląskiej, w których szereg obiektów po przemyśle włókienniczym, hutniczym czy wydobywczym udało się uratować i nadać im nowe funkcje rol.
W regionie są miejsca, które tego szczególnie wymagają?
– Spoza Opola w pierwszej kolejności do głowy przychodzą mi budynki po dawnych zakładach włókienniczych Frotex w Prudniku. Część jest obecnie wykorzystywana, ale większość niszczeje. W sumie takie obiekty możemy znaleźć w praktycznie każdej miejcowości.. To pozostałości po browarach, młynach, słodowniach, lokalnych fabrykach. W ich ratunku na pewno pomogłyby odpowiednio ukierunkowane pieniądze unijne w nowej perspektywie. Prawda jest bowiem taka, że bez zewnętrznego wsparcia prywatnemu inwestorowi – o ile taki się znajdzie – bardzo trudno samodzielnie udźwignąć takie zadanie. O tym, jak takie przestrzenie i obiekty ratować, będziemy zresztą rozmawiać podczas dwudniowej ogólnopolskiej konferencji towarzyszącej wernisażowi wystawy „Cementownie Opola”. Konferencja odbędzie się w dniach 17-18 listopada. Otwarcie ekspozycji pierwszego dnia o godz. 18. Serdecznie zapraszam.