– Ostatnio widziałam ją ponad rok temu, siedziała na ławce przy placu Wolności w Opolu z kumplami, takimi samymi jak ona – zwierza się fryzjerka. – Nogi miała pozawijane brudnymi bandażami, na tych wrzodziejących żylakach.
Edyta na chwilę milknie.
– Wtedy zastanawiałam się, czy podejść do matki menelki – zaczyna łkać. – Gdyby nie babcia, to mogłoby mnie tutaj nie być. A potem pani Małgosia, pedagog z dzielnicowej świetlicy, w dzielnicy załatwiła mi praktykę fryzjerską. Matki nigdy przy mnie nie było.
Kiedy Edyta przyszła na świat, matka zapakowała ją do kartonu po butach. Potem położyła na wycieraczce pod drzwiami swojej matki i zniknęła.
– A teraz przychodzi do mnie pracownik socjalny i mówi, że matka zawszona, w strasznym stanie i żebym się nią zajęła – żali się Edyta. – Niedługo po tym przyszedł drugi raz, żeby zbadać moją sytuację finansową. Bo matkę dali do Domu Pomocy Społecznej i powinnam do jej pobytu dopłacać.
Ojciec dawno zniknął. Potem okazuje się, że żyje
Podobnych sytuacji pracownicy socjalni odnotowują wiele. Docierają do dzieci, żeby przeprowadzić z nimi wywiad środowiskowy. Ustalają ich sytuację finansową, by określić, ile mogą dokładać do kosztów pobytu ich rodzica w DPS Opole.
– A dzieci często przeżywają szok, że ojciec żyje. Bo wyszedł z ich rodzinnego domu, kiedy były małe i od tego czasu się nie pokazał. Ani nie dał znaku życia – mówi Małgorzata Kozak, wicedyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu.
– Najpierw jest szok, a potem żal, że one miałyby płacić za obcego im człowieka. To także przypadki, kiedy ojciec pił, bił i nie łożył na utrzymanie, kiedy dzieci tego potrzebowały – opowiada.
Często to osoby uzależnienie, bezdomne, które utrzymywały się z prac dorywczych, zbierania złomu i penetracji śmietników. Nie myślały o starości, bo dla nich czas się zatrzymał. Potem przez marskość wątroby, cukrzycę albo jeszcze inną chorobę nie są już w stanie samodzielnie się utrzymywać.
– Takie osoby kierujemy do placówki całodobowej, jeśli lekarz uzna, że do niej się kwalifikują. A w takiej sytuacji prawo zobowiązuje dzieci do utrzymania rodziców – mówi Małgorzata Kozak.
W MOPR nie ukrywają jednocześnie, że w ponad 90 procentach takich przypadków dzieci same zostałyby klientami pomocy społecznej, gdyby zaczęły płacić za swoich rodziców.
– Jeśli nawet mają dochód pozwalający na pokrycie pobytu rodzica w DPS, to jednocześnie koszty życia są tak wysokie, że zwyczajnie nie są w stanie płacić – tłumaczy wiceszefowa opolskiego MOPR.
Przelew dla DPS Opole „Na łajdaka i nieroba”
– Zanim weszliśmy do Unii Europejskiej, to niezależnie od tego, czy rodzic był pozbawiony praw rodzicielskich, czy nie, dzieci były zobowiązane do ponoszenia kosztów jego pobytu w placówkach opiekuńczych – mówi Małgorzata Kozak.
Zazwyczaj wyglądało to tak, że tatuś wychodził po papierosy i po mleko dla dzieci i przez kilkanaście lat nie wracał. Kiedy poszedł w długą, żona i dzieci miały wreszcie święty spokój.
– Kobiety nie widziały więc powodu, żeby ubiegać się o pozbawienie praw rodzicielskich swojego męża lub partnera. Bo to nie zmieniało ani jej sytuacji, ani dzieci. Teraz jak pracujemy z rodzinami dysfunkcyjnymi, a ojciec znika z ich życia, to pracownicy socjalni zachęcają matki, żeby występowały do sądu o pozbawienie praw rodzicielskich – mówi Małgorzata Kozak.
Nowelizacja ustawy o pomocy społecznej z 5 stycznia 2022 roku poszła jeszcze dalej, ułatwiając dorosłemu dziecku życie. Nie będzie musiało ponosić opłat za pobyt rodzica w DPS, jeśli wykaże, że rodzic nie płacił alimentów, lub rażąco naruszał inne obowiązki rodzinne.
Nierzadkie są jednak przypadki, że ktoś, kto nie doświadczył niczego dobrego ze strony swojego rodzica, mimo tego uzna, że będzie na niego łożył. Bo matki i ojca się nie wybiera, a skoro żyją, to trzeba za nich płacić. Za kogoś, kogo tak naprawdę nie znają.
Opolscy pracownicy socjalni pamiętają kobietę, która robiąc przelew za pobyt ojca w DPS nigdy nie zapomniała dopisać: „Na łajdaka i nieroba”.
Mieli płacić, a nie płacą za DPS Opole
Z drugiej strony, zdarza się też tak, że dzieci mówią, iż będą płacić, a potem jest inaczej.
– Słyszymy, że nie ma problemu, bo jest ich troje rodzeństwa, mają duże dochody, więc będą dopłacać. I bardzo szybko umieszczają swojego rodzica w DPS. Ale po kilku miesiącach przekazy przestają docierać… – opowiada Małgorzata Kozak.
Często nie wynika to ze złej woli, ale zwykłej prozy życia ludzi w średnim wieku: nagła choroba, niespłacone raty, rozwód, dzieci na studiach w innym mieście itp.. To powoduje, że po opłaceniu rachunków konto świeci pustkami.
Istnieje też niemal prawidłowość, że osoby kierowane do DPS to raczej te z niskimi emeryturami.
– Z naszego rozpoznania wynika, że ci, którzy mają wysokie emerytury, dalej mieszkają z dziećmi – dodaje Małgorzata Kozak.
Fortuna za DPS
Miejsca, w których umieszczani są seniorzy, nie przypominają już tych z przeszłości, domów starców, jak o nich mówiono. Z ponurymi, zawilgoconymi i odrapanymi ścianami oraz odklejonym linoleum na podłogach. Gdzie korytarzami snuli się wiekowi ludzie w oczekiwaniu na śmierć.
Dzisiaj są jasne korytarze, przestronne sypialnie, a w każdym DPS jest pokój dzienny i… palarnia.
– DPS rzeczywiście są piękne, jest standaryzacja, żeby wszystko było zgodnie z normami unijnymi. Z drugiej strony to spowodowało, że trzeba było często ograniczyć liczbę pensjonariuszy. Właśnie, żeby zorganizować właśnie tę palarnię, czy pokój dzienny – przyznaje Małgorzata Kozak.
Wzrósł standard, więc i koszty utrzymania w takich „dworkach” poszły do góry.
– Kiedy weszliśmy do Unii Europejskiej, to żywcem został skopiowany ten zachodni model. Czyli 70 proc. kosztów pobytu płaci pensjonariusz ze swojej emerytury, a różnicę dopłacają dzieci. Tylko nikt nie wziął pod uwagę, że emerytura na zachodzie pokrywa w całości koszt pobytu w DPS. A jeśli się zdarzy, że ktoś rzeczywiście ma niską emeryturę, to żaden problem – wyjaśnia Małgorzata Kozak.
Bo jeśli tam trzeba dopłacić w przeliczeniu 300-500 złotych, a u nas 2-3 tysiące, co stanowi już ogromny problem dla tych dzieci. Nie mówiąc już o przypadkach, kiedy do DPS trafia osoba, która nie ma emerytury. I wtedy trzeba za nią zapłacić całą kwotę.
Gmina dopłaci?
Obecnie koszt utrzymania w DPS o średnim standardzie oscyluje w granicach 4-5 tysięcy złotych miesięcznie. Oznacza to, że jeśli ktoś ma emeryturę wysokości 2-2,5 tys. zł (a takich osób jest wiele), to ona nie wystarcza nawet na te 70 proc. kosztów pobytu. Wtedy resztę, czyli też 2-2,5 tys. zł, muszą zapłacić dzieci lub wnuki. Dobrze, kiedy jest ich więcej, bo się jakoś podzielą kwotą do zapłaty. Ale w nierzadkich wcale przypadkach, gdy pensjonariusz DPS ma tylko jedno dziecko, to dla niego jest to ciężar nie do udźwignięcia.
– Jeżeli stwierdzimy, że kogoś w ogóle nie stać, albo jest w stanie pokryć tylko część kwoty, wówczas powstałą różnicę płaci gmina – mówi Małgorzata Kozak.
– Choć przyznam, że dla mnie to też ogromny problem, żeby podjąć decyzję o odstąpieniu albo obniżeniu komuś tej odpłatności za pobyt rodzica w DPS Opole. Z jednej strony to szczęście, że żyjemy coraz dłużej, ale problemem jest, że z roku na rok coraz więcej pieniędzy z budżetu gminy jest przekazywanych na te koszty utrzymania w DPS – argumentuje.
Niestety, ta pozycja w budżetach polskich gmin będzie tylko rosła. Starzejemy się, w wiek seniora wchodzi pokolenie jednego dziecka w rodzinie. A koszty utrzymania w DPS rosną szybciej niż możliwości finansowe większości ludzi. W połączeniu z nowymi przepisami oznacza to też, że utrzymanie na starość wyrodnych rodziców spadnie praktycznie na samorządy.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.