Szkoleniowiec ten przejął zespół w trudnym momencie poprzednich rozgrywek. Najpierw utrzymał nysan w elicie po barażach. Teraz z kolei jego podopieczni rundę zasadniczą zakończyli na ósmym miejscu, a po play off przesunęli się „oczko” wyżej. W ćwierćfinale odpadli z Resovią Rzeszów, ale potem pokonali AZS Olsztyn. Progres znaczny. Brawa trenerowi należą się tym większe, iż to jego pierwsza samodzielna praca z klubem z PlusLigi. Co ważne to wiadomo, że zostanie z zespołem na kolejną kampanię.
Rozmowa z Danielem Plińskim, trenerem Stali Nysa
Daniel Pliński, trener Stali Nysa: Tak, przede wszystkim chcieliśmy to wspomniane utrzymanie zapewnić sobie jak najszybciej. To pozwala tworzyć zespół na kolejny rok. Sezon 2021/22 graliśmy w barażach, w związku z czym potem bardzo długo budowaliśmy kadrę. Zamknęliśmy ją w maju, kiedy utrzymanie było pewne.
Przed tą kampanią, już na pierwszym spotkaniu z chłopakami – znając ich duży potencjał ludzki i sportowy – powiedziałem, że mamy wszystko żeby awansować do play off. Wiedziałem, że to grupa głodna pracy i sukcesu, zawsze takiej szukam. Oczywiście, zdawaliśmy sobie sprawę, iż to będzie trudne zadanie, bo trzeba będzie wyprzedzić m. in. zespoły z Lublina, Bełchatowa czy Suwałk, które grały dobrze. I faktycznie, biliśmy się do końca rundy zasadniczej o „ósemkę”. Oczywiście, zdarzały się nam potknięcia. Musimy z nich wyciągnąć wnioski, zwłaszcza, że zdarzyły się w podobnych momentach pierwszej i drugiej rundy. To takie minusiki poprzednich rozgrywek i te spotkania trochę jakby zaburzyły pozytywny obraz naszej dobrej postawy przez cały sezon.
– Co było trudniejsze: walka o wszystko w ostatnim meczu w Warszawie z Projektem? Czy patrzenie na to, co potem zrobią bełchatowianie i lublinianie?
– Tak szczerze powiedziawszy, to nie wierzyłem, że ci pierwsi zdobędą w tych dwóch swoich ostatnich meczach sześć punktów. Oczywiście, Skra sprawiła niespodzianki z Zaksą i Jastrzębskim Węglem, ale w tym okresie łącznie z 12 gier wygrała cztery. Nie może być nagle tak, że zespół, który miał problem z regularnym wygrywaniem przez cały sezon, nagle będzie to robił do samego końca. Byłem spokojny i nie wierzyłem, że im się to uda.
Bardziej obawiałem się LUK-u, który grał dobrze. Dlatego jadąc do Warszawy, wiedziałem, że ten jeden punkt da nam awans. Do play off nie wchodzi się trzema, czterema meczami na finiszu, tylko punkty trzeba zdobywać regularnie. A ta regularność u nas była. I z tego się bardzo cieszę. W pierwszej rundzie zdobyliśmy 23 punkty, a w drugiej 21. Dużo ludzi mówi, że ta druga runda była słabsza w naszym wykonaniu, ale pamiętajmy też, że w ramach rewanżów graliśmy tylko pięć meczów u siebie. Punktowaliśmy jednak regularnie i to też wpłynęło na nasz awans do play off, co z kolei było dużym wydarzeniem dla nas wszystkich.
– Wasza regularność przejawiała się także w tym, że byliście idealną drużyną „środka tabeli”. Tylko siedem punktów z rywalami wyżej notowanymi, aż 37 – z niżej.
– To też było kluczowe i o tym także mówiłem chłopakom przed sezonem: wygrajmy mecze, które teoretycznie mamy szansę wygrać albo możemy wygrać. I to robiliśmy. Ale to też nie jest tak, że wychodziliśmy na tych wyżej notowanych rywali i przegrywaliśmy „w szatni”. Oczywiście, dostaliśmy „bęcki” od zawiercian, nie popisaliśmy się w Gdańsku, ale już stając przeciwko ekipie z Jastrzębia mieliśmy dużą szansę na tie break.
– Mimo wszystko nie obiecywaliście sobie więcej po ćwierćfinale play off?
– Zdawałem sobie sprawę, że Resovia jest w tej parze faworytem. Niemniej, każdy sportowiec, trener czy każda drużyna mają swoje marzenia i jeżeli już wychodzi się na boisko, to po to, żeby zwyciężyć. Ktoś mi powiedział, że „oni muszą, a my możemy”, ale wcale tak nie jest. My też graliśmy pod presją, my też chcieliśmy awansować. Chciałbym też podkreślić, że mieliśmy z rzeszowianami swoje szanse. Były w pierwszym starciu piłki setowe na 1:2. W drugim meczu mogliśmy wyrównać na 1:1 i nie wiadomo, co by się stało, gdybyśmy te partię wygrali. Przegraliśmy jednak z drużyną, która w tamtym momencie była lepsza od nas i zasłużenie awansowała do półfinału. My jednak na pewno nie położyliśmy się w tej rywalizacji i walczyliśmy do samego końca.
– Czy można było coś więcej wyciągnąć z rundy zasadniczej, szczególnie po tak dobrym jej początku? Wówczas wielu kibiców widziało Stal w roli „czarnego konia”.
– Jasne, mieliśmy swoje szanse, ale to, czy byśmy przystąpili do ćwierćfinału z piątego czy ósmego miejsca, to nie miało większego znaczenia. Na naszej drodze stanąłby przeciwnik z „pierwszej czwórki”, czyli jeśli nie Resovia, to Warta Zawiercie, Jastrzębski Węgiel albo ZAKSA. I każdy byłby tak samo wymagający. Poprzeczka byłaby równie wysoko zawieszona.
– Fajnym stempelkiem tego sezonu jest również indywidualny sukces Michała Gierżota, który otrzymał powołanie do reprezentacji.
– Trzeba pamiętać, że Michał jest bardzo młodym człowiekiem i rozegrał cały sezon. Chyba tylko w dwóch meczach nie wyszedł w „szóstce”, w reszcie grał „od deski do deski”. Przeciwnik w niego zagrywał, przyjmował chyba najwięcej w lidze. Jakbym powiedział, że się obronił, to bym nic nie powiedział. Bardzo się cieszę z tego powołania, bo wiem jaki Michał jest pokorny, jak podchodzi do pracy, także tej nad sobą. Ten chłopak zasłużył na to powołanie. Muszę też pochwalić innych młodych siatkarzy Stali, takich jak Konrad Jankowski, Jakub Abramowicz czy Daniel Kramczyński. Oni też z miesiąca na miesiąc robią stałe postępy. I to też jest bardzo ważne, bo w Nysie chcemy stawiać na młodzież.
– Patrząc po kadrze, to chyba trochę lubicie stawiać na zawodników i kierunki nieoczywiste: Argentyńczyk, Chorwat, Japończyk, Marokańczyk, Tunezyjczyk. W mało którym klubie jest taki przekrój nacji…
– Dla nas narodowość, paszport nie mają znaczenie. My za wszelką cenę szukamy siatkarzy głodnych. Głodnych pracy i sukcesu. Z odpowiednią osobowością. Podam przykład Rafała Buszka, który jest doświadczonym graczem, ale wiedzieliśmy o tym, że uwielbia trenować, uwielbia rywalizację i wiek też tutaj nie miał znaczenia.
– Jakie macie plany na kolejny sezon? Domyślam się, że play off to będzie minimum.
– Jakiś plan w głowie powoli mi się kształtuje, ale mam taką zasadę, że wszyscy startują z tego samego miejsca, każdy ma „czystą kartę”. Ten sezon pokazał, że każdy był potrzebny. Myślę, iż w Nysie było chyba najwięcej rotowania składem. Każdy dostawał swoje minuty na boisku i z tego bardzo się cieszę. Nie ma tak, że gram cały czas jedną „szóstką”. Ma to swoje plusy i minusy, ale chciałem mieć wszystkich „pod prądem”. Patrzyłem też na treningu, jak się zachowują, w jakiej są dyspozycji. I chcę, by w przyszłym sezonie było podobnie.
– Już dawno ogłosił pan, że zostaje, więc pytać nie trzeba…
– Ja mam to szczęście, że dokonuję dobrych wyborów. Miałem wcześniej trzy, może dwa lata temu propozycję poprowadzenia klubów w PlusLidze, ale jeszcze wtedy tego nie czułem. Po jakimś czasie zadzwonił do mnie prezes Robert Prygiel. Stal była w trudnej sytuacji, na ostatnim miejscu, zapytał czy nie chciałbym pracować w Nysie, porozmawialiśmy i wtedy dotarło do mnie, że to jest ten moment, to jest to miasto, gdzie bym chciał zacząć swoją przygodę na ławce trenerskiej. Dziękuje wszystkim za zaufanie, bo zainwestowali w młodego trenera, który nie prowadził jeszcze drużyny w elicie. Widzieli jakiś potencjał w mojej skromnej osobie. Natomiast Nysa to miasto, które zasługuje na PlusLigę, na to, żeby bić się co roku w play off. Są tu fantastyczni kibice, którzy naprawdę znają się na siatkówce i dlatego cieszę się z tego, gdzie jestem i że będę tu w najbliższym sezonie.
– Na razie wszyscy cieszą się dwoma finałami w PlusLidze i Lidze Mistrzów. W obu zagrają ekipy z Kędzierzyna-Koźla i Jastrzębia. To będą dla nich zupełnie różne sprawy, czy to raczej naczynia połączone?
– W finale mistrzostw Polski jakieś tam straty można odrobić, w finale Ligi Mistrzów jest już tylko jeden mecz i często decyduje dyspozycja dnia, a nawet godziny. Wiele może zależeć od tego, jak kto wejdzie w spotkanie. W Superpucharze Polski i Pucharze Polski też spotykały się te same zespoły, co pokazuje ich siłę. Na pewno te finały będą bardzo ciekawe i na bardzo wysokim poziomie. W Lidze Mistrzów obstawiałbym 50 na 50, a w polskiej lidze 60 do 40 dla jastrzębian, bo widać, że ta drużyna jest w dobrej formie fizycznej i bardzo dobrze przygotowana do końcówki sezonu.