COVID-19 znów atakuje. Przybywa zakażeń w regionie i kraju
Z raportu Ministerstwa Zdrowia na przykład z 26 września wynika, że mamy 357 nowych przypadków koronawirusa, w tym 238 nowych zakażeń, a 119 osób zakaziło się ponownie. Dane też mówią, że czterech pacjentów, którzy zmarli z powodu COVID-19, miało choroby współistniejące.
Wirus atakuje najmocniej w woj. mazowieckim (81 osób), małopolskim (35) i lubelskim (28). W woj. opolskim nie było najgorzej – 14 przypadków zakażeń.
Na początku tygodnia na oddziale Szpitala Wojewódzkiego przy ul. Katowickiej w Opolu było czterech pacjentów ze stwierdzeniem zakażenia COVID-19.
– To oczywiście nie jest dużo, ale wzrost jest widoczny. Najczęstsze objawy to kaszel, gorączka, katar, złe samopoczucie, bóle mięśni – wylicza dr Wiesława Błudzin, ordynator oddziału zakaźnego tego szpitala i dodaje, że w ostatnich miesiącach utrzymywała się taka sytuacja, że na oddziale była jedna, dwie osoby z COVID-em.
– Tak naprawdę nie wiemy, ile dziś jest tych zakażeń – przyznaje. – Natomiast lekarze z regionu przekazują nam regularnie informacje o kolejnych. Do szpitala trafiają tylko ciężkie przypadki. Lekki przebieg wymaga odizolowania i leczenia w domu. Postępujemy jak przy zwykłych infekcjach, a do lekarza zgłaszamy się, gdy objawy nie ustępują po paru dniach.
Przypomina, że w przypadku infekcji szczególnie ważna jest samoizolacja i ochrona osób starszych oraz z obniżoną odpornością.
Na grypę warto zaszczepić się już teraz
– Przed nami okres jesienny i za chwilę COVID może nałożyć się na grypę – przestrzega dr Błudzin. – Dlatego warto się zaszczepić już teraz i mieć ochronę na cały sezon. Pamiętajmy, że te szczepionki są uaktualniane pod kątem dominujących w danym sezonie szczepów grypy. Nie warto czekać do wzrostu zachorowań. Kiedy zainteresowanie szczepionką będzie największe, może jej zabraknąć.
Małgorzata Gudełajtis z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologiczna w Opolu przyznała, że telefon dziennikarki „O!Polskiej” jest pierwszym w ostatnim czasie na temat liczby zakażeń COVID.
Poinformowała również, że „sytuacja epidemiologiczna zarówno w kraju, jak w regionie jest monitorowana. A potwierdzone badaniami przypadki zakażeń koronawirusem trafiają do systemu ewidencji Państwowej Inspekcji Sanitarnej”. Jak dodaje, niewielki wzrost liczby zakażeń związany jest z sezonowością zachorowań na infekcje górnych dróg oddechowych.
Natomiast z rozmów „O!Polskiej” z lekarzami POZ wynika, iż we wrześniu mają codziennie od kilku do kilkunastu pacjentów z COVID-19. – Gdyby to było dwa lata temu, mówilibyśmy o kolejnej fali – dodaje internista z Opola. – Ale teraz nikt niczego nie monitoruje. A władza przed wyborami woli o koronawirusie nie mówić.
Szczepionka na COVID-19 wciąż wyczekiwana
O ile szczepionki na grypę są już dostępne, tych aktualnych na COVID-19 w Polsce wciąż nie mamy. O tym, że rząd stosuje „strategię strusia”, mówi „O!Polskiej” dr hab. n. med. Tomasz Dzieciątkowski, uznany wirusolog i mikrobiolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
– Od około półtora roku mamy obtrąbiony sukces w walce z koronawirusem. Zasadniczo udajemy, że problemu nie ma – stwierdza Tomasz Dzieciątkowski.
– Niektórzy święcie wierzą, że pandemia się skończyła. Przypomnę tylko, że jedynym organem na świecie, który ma prawo zarządzić i odwołać pandemię, jest dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia, czyli WHO. A fakty są takie, że o ile pandemię ogłosił, to wciąż jej nie odwołał. Wszystkie inne opinie na ten temat – nieważne, czy jakiegoś prezydenta, króla czy nawet cesarza – to tylko opinie prywatne, bez żadnego naukowego znaczenia. Jak na razie WHO wydała jedynie komunikat, że COVID-19 przestał być zagrożeniem dla światowych systemów opieki zdrowotnej. W związku z tym, nie spowoduje paraliżu systemu leczenia.
Brak testów to brak wiedzy o liczbie przypadków
Wirusolog podkreśla, że kategorycznym błędem jest twierdzenie, że przypadków koronawirusa od dawna mamy mniej.
– Skąd możemy o tym wiedzieć, skoro ograniczono liczbę badań? – pyta. – To obecnie nasz zasadniczy problem. Jeśli przyjrzymy się liczbom, trzeba wyraźnie powiedzieć, że zakażeń mamy dziś mniej więcej tyle samo, ile w pierwszym półroczu pandemii, czyli w 2020 roku. A wtedy była mowa o pandemii, był lockdown, itd….
Tomasz Dzieciątkowski podkreśla również, że choć testy nie obowiązują już m.in. u lekarzy internistów czy w szpitalach, to ludzie wciąż je wykonują.
– Sprawdzają, czy mają COVID-19, by nie zakazić ludzi w pracy. Bo to odpowiedzialne. Problem polega dziś na tym, że żaden system nie przyjmuje tych wyników testów. Dlatego to powinno się pilnie zmienić – wskazuje.
– Wirusów oddechowych jest cały legion, więc ból gardła i gorączka to nie zawsze COVID. I po to mamy testy, by ocenić, czy atakuje nas SARS-CoV-2, grypa czy RSV. Dlaczego? Ponieważ w przypadku każdego z nich są konkretne opcje terapeutyczne. A w przypadku całej reszty leczymy objawowo.
Czy okres jesienny i zbliżający się z nim wysyp różnych zakażeń wirusowych jest powodem do paniki?
– Absolutnie nie. SARS-CoV-2 był, jest i będzie. A my musimy się nauczyć z nim żyć. Nie ma możliwości, by wprowadzać kolejny lockdown. To bezsensowne. Nieco się na COVID uodporniliśmy, ale z tym też bywa różnie – mówi ekspert. – Dlatego też według zaleceń Europejskiej Agencji Leków (EMA), powinniśmy zaszczepić się znowelizowaną szczepionką, która jest zoptymalizowana względem wariantu XBB 1.15, czyli wariantu przez media nazwanego Kraken.
Co więc w sytuacji, gdy szczepionka wciąż nie jest dostępna?
– Warto o to zapytać w Ministerstwie Zdrowia… – ironizuje Tomasz Dzieciątkowski. – Jak dotąd głosy żadnego naukowca nie były specjalnie szanowane ani opiniotwórcze w oczach naszego rządu. Nie mam najmniejszego pojęcia, jaka dziś jest strategia polityków w kwestii COVID-19.
Jak na razie wiadomo tyle, że nic nie jest jasne. Pewne jest to, że nowe szczepionki są zarejestrowane przez EMA.
– Szczepi się Wielka Brytania i USA, a o Unii Europejskiej mówi się, że ma to być przełom września i października – mówi dr Dzieciątkowski. – Mam nadzieję, że do tego dojdzie.
Antywirusowych leków też brak
Naukowiec – poza brakiem szczepionek – dostrzega jeszcze poważniejszą kwestię.
– Co z tego, że zniknie problem z dostępnością, skoro ludzie nie chcą się zaszczepić. Ponieważ uwierzyli, że wirus nie jest już groźny. A sprawa pandemii to przeszłość i sztuczny problem kreowany przez media? – pyta.
Wirusolog szacuje, że jeśli szczepienie będzie wkrótce dostępne, to skorzysta z niego mniej niż 15 proc. społeczeństwa.
– Podstawowy schemat szczepień przeszło ponad 60 proc. Polaków – przypomina. – Pierwszą dawkę przypominającą wzięło już tylko 20-30 proc. społeczeństwa, a drugą – 15 proc. Jasno widać, że wypieramy ze świadomości obecność koronawirusa. Nie grozi to już tym, co działo się na początku pandemii, bo kolejne warianty są łagodniejsze. Ale wyraźnie chcę to podkreślić – tak być nie musi. Mutacje są przypadkowe, więc może się trafić, że kolejny wariant będzie bardziej zjadliwy. Dlatego mówimy o balansowaniu na krawędzi.
Trzecim kluczowym problemem, jego zdaniem, jest podejście rządu do dostępności leków przeciwwirusowych przeciwko COVID-19 – dla ciężkich przypadków, które będą wymagały fachowego leczenia na oddziale.
– Kryteria refundacji jedynego w UE preparatu do przyjmowania pozaszpitalnego przez pacjentów (zwłaszcza z grup ryzyka) są takie, że praktycznie nikt go nie otrzyma – zaznacza. – Pięciodniowa kuracja tym lekiem to koszt około 5-6 tys. zł. Kogo na to stać? – pyta retorycznie.
Oznacza to, że Polacy w zasadzie są pozbawieni doustnego skutecznego leczenia COVID-19.
– Do tego, już jakiś czas temu ministerstwo poinformowało, że nie będzie sprowadzało przez Agencję Rezerw Materiałowych pewnego leku dostępnego do leczenia szpitalnego – dodaje Tomasz Dzieciątkowski. – Co się więc stanie w przypadku nagłego wzrostu zakażeń?
Czytaj też: Kolejki do opolskich lekarzy. Na wizyty do części specjalistów trzeba czekać latami!
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Opolska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.