Biedniejący opolscy studenci
– Studenci rozpoczynają pracę już na pierwszym roku studiów ze względu na warunki ekonomiczne – potwierdza Franek Posacki, przewodniczący samorządu studenckiego Uniwersytetu Opolskiego. – Budżety domowe już nie są w stanie udźwignąć rosnących kosztów życia i wynajmu mieszkania dla studenta. Nawet, jeśli ktoś mieszka w akademiku, to ceny wzrosły o 30 procent.
Teraz cena za miejsce w akademiku kształtuje się na poziomie od 550 do 650 zł. Uzależniona jest od komfortu domu studenckiego. Wzrost kosztów życia sprawił, że wyjście do kina czy na kawę dla wielu studentów stało się to luksusem. Samo życie towarzyskie też już tak nie kwitnie na uczelniach, jak kilka lat temu. Wpłynęła na to nie tylko drożyzna.
– To dotyczy studentów, którzy kończyli szkołę średnią w pandemii, a na pierwszych latach studiów nie doświadczali życia towarzyskiego – mówi Franek Posacki. – Bo nauka była zdalna, był lockdown, izolacja, więc przez dwa lata nie mogli nawet poznać kolegów ze studiów.
To roczniki, które mają mniejszą potrzebę żywiołowych dyskusji, rozmów i życia towarzyskiego.
– To się odbudowuje, ale zmiana zachowań jest widoczna. To zauważalne z perspektywy osób działających na uczelni – mówi Franek Posacki. – W samorządzie studenckim, czy innych organizacjach coraz częściej brakuje osób, które poza zajęciami chcą się angażować społecznie i kulturalnie, tworzyć różne projekty. Chętnych jest po prostu dużo mniej. Szczególnie po pandemii widać ten spadek. Bo styl życia się zmienił, ludzie częściej odnajdują się w domach.
Praca na „śmieciówce” albo na czarno
Coraz mniej studentów angażuje się także w działalność kół naukowych.
– Ale tu trudno określić, w jakim stopniu za brak zaangażowania odpowiada pandemia i zmiana stylu życia, a na ile studenci nie mają już czasu, bo pracują – wyjaśnia Franek Posacki. – Kiedy z nimi rozmawiam, często mówią, że bardzo chętnie by się w coś zaangażowali, ale biegną do pracy.
Większość z nich pracuje na umowę zlecenie i umowę o dzieło. Ale nie brakuje i takich, co mają pracę na czarno. Niekiedy to wygodne i dla studentów, i dla tych, którzy ich zatrudniają. Studenci nie są ubezpieczeni, więc pracodawcy odpadają składki. I dzięki temu dostają więcej na rękę, niż gdyby byli legalnie zatrudnieni.
– Niektórzy już z taką myślą idą na studia. Kalkulują, że sami muszą się utrzymać, bo nie mogą doprowadzać rodziców do ruiny – tłumaczy Franek Posacki. – Znajdują sobie pracę jeszcze przed inauguracją roku akademickiego.
Oczywiście, są nadal studenci, którzy mogą utrzymywać się z pieniędzy przekazywanych przez rodziców.
– To dotyczy zamożniejszych rodzin. Albo takich, w których tylko jedno dziecko studiuje – zauważa szef samorządu studenckiego UO. – Gdzie jest więcej dzieci i studiuje dwoje z nich, to utrzymanie ich jest ponad możliwości nawet rodzin o dochodach powyżej średniej.
Stypendia ratują, ale tracą na wartości
Praca na pierwszym, tak naprawdę adaptacyjnym roku, ogranicza możliwość nauki oraz rozwoju społecznego.
– Nie wybierałem takiej sytuacji, ale też nie chciałem studiować zaocznie – przyznaje „Opolskiej” Michał.
Na co dzień studiuje na kierunku humanistycznym na UO. – Na pewno mam mniej czasu na naukę niż inni. Ale dla mojego pracodawcy nie jest ważne, czy mam kolokwium, sesję, czy nie. Jednak z drugiej strony ta sytuacja uczy odpowiedzialności oraz szanowania czas. Inni będą mogli się z tym zmierzyć po studiach.
Dla wielu studentów dużą ulgą są stypendia, socjalne i naukowe.
– Stypendia, szczególnie te socjalne, ratują czasem życie na studiach. I coraz więcej moich znajomych kwalifikuje się do nich – zauważa Franek Posacki. – Jako samorząd studencki rozmawialiśmy z władzami uczelni, żeby podnieść wysokość stypendiów i bardziej dostosować je do realiów. Ale to najbardziej zależy ministerstwa, czy minister podniesie subwencję, bo dotychczasowy wzrost stypendiów pochodził z rezerw uniwersytetu.
Zubożenia studentów jeszcze nie widać. I całe szczęście.
– Zacisnęli zęby i radzą sobie – mówi Franek Posacki. – Jak do tej pory, bo sytuacja się pogarsza. Im dłużej będzie trwała, to faktycznie będzie to zubożenie widoczne. Ale przecież to dotyczy nie tylko studentów, ale całego społeczeństwa…