Według Barometru Zawodów 2025, prowadzonego dla woj. opolskiego przez Wojewódzki Urząd Pracy w Opolu, najbardziej pożądane grupy zawodowe to między innymi blacharze, betoniarze, fachowcy różnych szczebli związani z budownictwem, elektrycy, fizjoterapeuci, kierowcy, kucharze, lekarze, pielęgniarki, mechanicy, nauczyciele różnych szczebli, operatorzy, opiekunki, piekarze, psycholodzy, ratownicy medyczni, księgowi, ślusarze czy tapicerzy.
Barometr Zawodów jest prognozą zapotrzebowania na pracowników na 2025 r. W związku z tym badanie przeprowadzono wśród ekspertów na przełomie III i IV kwartału 2024 r.
Pomoc w zgromadzeniu danych do badania w regionie dostarczyły również m.in. Opolskie Centrum Rozwoju Gospodarki, Opolska Izba Lekarska, Komenda Wojewódzka Policji w Opolu, Wojskowe Centrum Rekrutacji w Opolu, PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. w Opolu i Wydział Oświaty Urzędu Miasta Opola. Na poziomie krajowym diagnozę koordynuje Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
Barometr Zawodów 2025. Ekonomista: Opolski rynek się wyróżnia
Romuald Jończy, profesor nauk ekonomicznych, kierownik Katedry Ekonomii i dyrektor Centrum Badań Migracji, Depopulacji i Rozwoju w Uniwersytecie Opolskim, na wstępie zaznacza, że opolski rynek pracy jest specyficzny. Choćby przez niewielką stolicę województwa. Nie posiada dużego centrum metropolitarnego, jakie mają Kraków, Wrocław czy Warszawa.
– Przez to w strukturze miejsc pracy brak nam wysoko wykwalifikowanych stanowisk charakterystycznych dla dużych aglomeracji. Np. w administracji, bankowości, finansach, w dużych korporacjach i biznesie, generalnie – usługach wyższego rzędu – wylicza prof. Jończy. – Dlatego właśnie tych stanowisk jest relatywnie mniej, a nie przez to, że region rozwija się słabiej.
Zauważa, że z Barometru Zawodów 2025 wynika wyraźnie, że na opolskim rynku pracy są niedobory w przypadku pracowników wykwalifikowanych: przedstawicieli zawodów rzemieślniczych związanych z głównie branżą budowlaną.
– To wszystko są na ogół zawody dość dobrze opłacane – zauważa. – Natomiast są relatywnie uciążliwe, często wykonywane na zewnątrz i trochę niebezpieczne.
Zawody z kasą czekają, ale chętnych brak
Poważniejszym problemem jest jednak to, że we wskazanych grupach zawodowych pojawiła się ogromna luka pokoleniowa – zwłaszcza poniżej 40. roku życia. Pozostali fachowcy. Mimo to są mocno zaawansowani wiekiem.
– Kolejną grupą są tzw. zawody niepopularne ze względu na m.in. czas zatrudnienia i rodzaj pracy. To np. ratownicy medyczni, pielęgniarki. I proszę zauważyć, że cały czas mówimy o zawodach deficytowych. Ale takich, gdzie płace w ostatnich latach istotnie wzrosły – podkreśla.
Rynek pracy zmienia się i obecnie karty rozdaje na nim młodsze pokolenie, tzw. Pokolenie Z (ludzi urodzonych po 1995 roku, żyjących w pełni scyfryzowanym społeczeństwie), które chce dziś wykonywać zupełnie inne zawody.
To znaczy: czyste, w określonych porach, w domach, wiążące się z czasem wolnym, mniej „obowiązkowe”. I mniej uciążliwe, niewiążące się z wielką presją. Wolą się zająć – w ich pojęciu – czymś bardziej rozwojowym.
– Ta tendencja będzie się utrzymywała i konieczne są reakcje na szczeblu centralnym – twierdzi prof. Jończy. – Chodzi o to, by z jednej strony próbować dopasować edukację do potrzeb rynku pracy, bo obecnie te dopasowania są bardzo słabe. Z drugiej – nieco zmieniając myślenie młodzieży.
Barometr Zawodów 2025. W nadwyżce tylko ekonomiści, ale to bez znaczenia
Zauważa także, że o ile brakuje pracowników we wskazanych deficytowych obszarach, to niepokoić powinno, że praktycznie nie mamy nadwyżki.
– Wskazani zostali jedynie ekonomiści. A oni de facto zawsze będą potrzebni – tłumaczy. – Wykształcenie ekonomiczne wiąże się z ogromną adaptowalnością do warunków. W praktyce oznacza to, że nie mamy nadwyżki ekonomistów, bowiem mają szeroką paletę możliwości zatrudnienia. To kwestia raczej dopasowania się, podjęcia działalności gospodarczej – to nie jest problem. Nadwyżka jest problemem wtedy, gdy mowa o osobach wykształconych wężej i kosztownie, w dodatku na koszt państwa, które nie mogą znaleźć pracy w swoim zawodzie.
Wniosek jest taki, że na opolskim rynku pracy brakuje podaży pracy, czyli osób, które podjęłyby zatrudnienie.
– A to się wiąże z ogromną dysproporcją roczników: tych, które odchodzą z rynków pracy, i tych, które na niego wchodzą – analizuje Romuald Jończy.
Ludzi do pracy brakuje. Będzie gorzej
Prof. Jończy podkreśla, że obecna sytuacja to zaledwie wierzchołek góry lodowej.
– Ci, którzy będą wchodzili na opolski rynek pracy, spokojnie zmieszczą się w tych sektorach, w których pracy poszukują – mówi. – Natomiast w tych, w których dziś widać deficyty, braki będą dalej. Co gorsza, pogłębią się i będzie dużo gorzej za pięć, dziesięć lat. Dlatego, że nie kształci się w tych zawodach, bo chętnych brak.
Najgorsze, że roczniki wchodzące na opolski rynek pracy są realnie prawie trzykrotnie mniej liczne – bo część tych młodych wyjechała – niż te, które odchodzą na emeryturę.
– Problem będzie się pogłębiał – mówi prof. Jończy. – Mamy bardzo zaawansowaną grupę wiekową szczególnie w przypadku branży budowlanej (40-45 plus) i opieki zdrowotnej (50 plus). Za około dziesięć lat w tych branżach – przecież tak bardzo odpowiedzialnych – dojdzie do sytuacji dramatycznej.
– Być może mniej osób powinno się kształcić na niektórych studiach. I niepotrzebnie się je finansuje z budżetu państwa – uważa prof. Jończy.
Jego zdaniem receptą mogłoby być stymulowanie kształcenia się w branży budowlanej, a zwłaszcza opieki zdrowotnej, opieki nad osobami starszymi.
– Jesteśmy społeczeństwem starzejącym się, ludzie żyją dłużej i przed dłuższy czas starości wymagają opieki. Znikają rodziny wielopokoleniowe, dzieci wielu obecnych osób w wieku 60 plus wyjechały i nie będą się nimi opiekować. A równolegle będzie brakowało personelu pielęgniarsko-opiekuńczego. I tu w zasadzie już do tego doszło, bo choć wynagrodzenia są atrakcyjne, to młodzi wkomponowują się w inne branże. Dla nich ważniejsze jest to, jak będą żyli. A nie ile zarabiali. I niestety tzw. Zetki mniej obchodzą sprawy społeczne, wspólnotowe, odpowiedzialność za innych.
Barometr Zawodów 2025. Czy polski i opolski rynek pracy uratują imigranci?
Wydaje się, że już teraz tak się dzieje. Np. branża budowlana funkcjonuje sprawnie dzięki temu, że zatrudniamy osoby spoza kraju, głównie ze Wschodu.
– To może się jednak gwałtownie zmienić. Np. gdyby Ukraińców wpuszczono w pełni na rynek pracy Strefy Schengen, co najpewniej nastąpi. Albo również wtedy, gdyby doszło do zakończenia wojny i dużych inwestycji amerykańskich w Ukrainie – tłumaczy prof. Jończy.
– Wtedy Ukraińcy wrócą do kraju, a to może się wiązać z zawałem. A przynajmniej kryzysem całych sektorów naszej gospodarki. Znaczna część migrantów zarobkowych pracuje w Polsce tylko dlatego, że póki co nie może pracować na Zachodzie, gdzie zarabialiby trzykrotnie więcej. Jeśli wyjadą, koszt wielu usług, również budowlanych, czy medyczno-opiekuńczych, będzie jeszcze wyższy. Po drugie, że imigrantów – i to takich imigrantów i uchodźców, którzy chcą pracować – nie mamy raz na zawsze.
Niepełny obraz rynku pracy
Z kolei Grzegorz Kuliś, prezes agencji pracy Weegree, członek Rady Loży Opolskiej BCC oraz Wojewódzkiej Rady Rynku Pracy wskazuje, że Barometr Zawodów nie oddaje pełnego obrazu rynku pracy.
– On bazuje na danych, które są odzwierciedleniem popytu na dane kompetencje publikowane w ogłoszeniach o pracę w powiatowych urzędach pracy – podkreśla. – A nie wszyscy pracodawcy szukają pracowników w PUP. Duża część rynku poszukiwania pracowników dotyczy portali pracy i innych metod. A te są poza urzędami.
Grzegorz Kuliś mówi, że od jakiegoś czasu trwa próba opracowywania nowej metody określającej deficytowe zawody. Ma ona uwzględniać wszystkie inne źródła danych o lokalnym rynku pracy.
Barometr Zawodów 2025. Co zmieni nowelizacja ustawy o cudzoziemcach?
Nie bez znaczenia jest fakt, że wkrótce ma się pojawić nowelizacja ustawy o cudzoziemcach, zarówno w obszarze legalizacji pobytu, jak i pracy.
– Te dwa aspekty zawsze trzeba traktować oddzielnie – podkreśla Kuliś. – Nowelizacja przyniesie przede wszystkim digitalizację w urzędach pracy. Przez nową platformę będzie można wnioskować o pobyt i o pracę online. To już się dzieje, ale teraz stanie się bardziej sprofesjonalizowane i zautomatyzowane.
Nowelizacja ma wyróżnić też przedsiębiorstwa strategiczne dla funkcjonowania państwa.
– Dlatego pozwolenia o pracę dla tych przedsiębiorstw będą rozstrzygane priorytetowo – tłumaczy. – Podobnie będzie z pozwoleniami, które wymagają odnowienia, jak i pozwoleniami dla zawodów deficytowych. Wejdą także wyższe kary dla tych, którzy zatrudniają nielegalnie.
Niestety, nowelizacja ustawy nie przyśpieszy zdobywania pozwoleń w takim tempie, jak oczekuje tego rynek. – Ona jedynie niektóre rzeczy uporządkuje – ocenia Grzegorz Kuliś.
Czytaj też: Ekonomista: Drenaż mózgów. Dna już sięgnęliśmy i gorzej nie będzie
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania