Anna Mierzyńska – rozmowa
Jolanta Jasińska-Mrukot: Na początku listopada dzieci w cukierkach rozdawanych im na Halloween znajdowały m.in. igły i inne niebezpieczne przedmioty. Policja dotarła do filmików na Tik-Toku, w których już we wrześniu same dzieci pokazywały, jak „faszerują” cukierki ostrymi, metalowymi przedmiotami. To tak szokujące, iż w związku z tym w pojawiły się opinie, że ktoś je musiał do tego zainspirować. W domyśle – obce państwa, np. Rosja. I to jeden z takich elementów wojny hybrydowej, by Polacy tracili zaufanie do siebie.
Anna Mierzyńska: W tej chwili nie ma żadnych dowodów, że to jest wpływ rosyjski. Natomiast to pokazuje, jak duży wpływ mogą mieć media społecznościowe na to, co się dzieje w świecie rzeczywistym. W tym przypadku akurat taki, że nastolatki zainspirowano groźnym pomysłem. Nie wiemy, przez kogo i czy to była inspiracja zewnętrzna. Z tego zrobił się rodzaj wyzwania na Tik-Toku. To niebezpieczne dla życia i zdrowia. Ale to pokazuje, jak media społecznościowe bardzo silnie wpływają na nasze emocje, decyzje i zachowania. Zwłaszcza w przypadku młodych osób, dzieci, to jest wpływ nieracjonalny. Ponadto młodzi ludzie nie przewidują konsekwencji swoich działań.
Badając content mediów społecznościowych, czy w ostatnim czasie zaobserwowała w nich pani wpływy obcych państw?
– Są obecne cały czas, tylko zwykle nie dotyczą takiej przestrzeni pozapolitycznej, jak w przypadku tego wymienionego wyżej trendu na Tik-Toku. One dotyczą np. nieszczepienia się. Bo tutaj też mamy do czynienia z wpływem zewnętrznym. A to ma ogromne znaczenie dla naszego życia i zdrowia.
No, a potem kłócimy się, bo jest podział na „szczepy” i „antyszczepy”… Czyli komuś bardzo zależy na skłóceniu i zdestabilizowaniu społeczeństwa?
– To jest właśnie podstawowy rodzaj oddziaływania, jeżeli chodzi o wojnę informacyjną zewnętrzną. Teraz coraz częściej mówi się nie o wojnie informacyjnej, czy hybrydowej, a o wojnie kognitywnej. To są wszelkie formy oddziaływania, które mają wpływ na to, co myślimy, i jak myślimy, następnie jak pod ich wpływem działamy. I to są nie tylko fakenewsy, ale też wszelkie sposoby manipulacji. Takiego niejawnego wywierania wpływu na człowieka. I zawsze to ma jakiś określony cel. A o wojnie kognitywniej mówimy wówczas, kiedy to jest prowadzone przez jakieś państwo. A na destabilizacji i braku poczucia bezpieczeństwa zależy Rosji. Jednak podkreślam, że w przypadku trendu na Tik-Toku, igieł w cukierkach, to może być pomysł nastolatka, który nie ma żadnego zaplecza. Trend się pojawił i bardzo silnie oddziałuje. W innych przypadkach chodzi o to, żebyśmy byli niestabilną wspólnotą, bo wtedy łatwiej ją podzielić i na te fragmenty wspólnoty oddziaływać. To osłabia państwo. Bo podzieleni mają inne poglądy i inne potrzeby. Wówczas trudno znaleźć jakieś wspólne pola porozumienia. Z perspektywy obcego państwa stajemy się wtedy słabszym wrogiem.
Zatrzymałabym się na wojnie kognitywnej, sterowanej przez obce państwo. Proszę się posłużyć jakimś przykładem.
– To wszelkie oddziaływanie na to, co będziemy myśleć na dany temat, np. co myślimy o Ukraińcach przebywających w Polsce. Tutaj jesteśmy pod silnym wpływem oddziaływania…
…a wsłuchując się w ulicę, to słyszę, że „Ukrainki wyłącznie dbają o długie, wymalowane paznokcie, bo dostają wszystko za free, a my Polacy zapieprzamy”. Szczególnie można to było usłyszeć podczas ostatniej powodzi. A przecież kobiety z Ukrainy ciężko pracują, zmagając się ze swoją trudną rzeczywistością. I w wielu przypadkach – z traumą wojenną.
– Poza tym Ukrainki, tak jak Polki są różne, jedne mają długie paznokcie, inne krótkie. Jedne długie włosy, drugie krótkie i to jest oczywista oczywistość. Ale tak się oddziałuje na Polaków, żebyśmy myśleli o Ukraińcach, że nam coś zabierają, że nam szkodzą i przeszkadzają. Proszę zwrócić uwagę, że zniknął taki przekaz, że Ukraińcy wykonują bardzo dużo prac na naszą rzecz. Oni pracują w zawodach, których my już nie chcemy wykonywać. Bo są niskopłatne i ciężkie fizycznie. O tym już nie pamiętamy. O tym się już nie mówi…
Rzeczywiście, o tym zapomnieliśmy. I to jest wina trolli, botów?
– To trolle, boty, wszelkie portale informacyjne anonimowe, szerzące nieprawdziwe informacje. I jawne konta, gdzie konkretne osoby wspierają tego typu przekazy. Czasem to nie jest w pełni wina tych wspierających, bo wszystkie te kanały informacyjne bazują na tym, co już jest w społeczeństwie i co myślimy na dany temat. Tylko, że one jakby rozdmuchują, potęgują wpływ tych przekazów. A my zapominamy o innych, dobrych przekazach.
Czyli krążący już stereotyp na dany temat, np. Ukraińców, jest wydobyty na powierzchnię i jak tubą na rynku rozgłaszany. A dalej bezrefleksyjnie rozpowszechniany.
– Tak i to się odbywa na poziomie oddziaływania na emocje. I jeżeli jest w nas jakaś niechęć, jakiś lęk wobec innych osób, np. Ukraińców, że stracimy pracę, że nie będziemy mieli pieniędzy z ich powodu, to właśnie zostaje podsycane. A nasz mózg tak działa, że przekaz wielokrotnie powtarzany zapada w naszej pamięci. I na tej podstawie budowany jest światopogląd. To jest bardzo silne oddziaływanie.
Z czego nie zdajemy sobie w ogóle sprawy.
– Niestety, tak jest. Ale gdybyśmy się zastanowili, skąd bierze się każdy nasz pogląd, to byśmy zobaczyli, że najczęściej właśnie z tego, co słyszymy od innych. Co słyszymy w mediach, co przeczytamy. Naprawdę na niewiele spraw mamy pogląd wynikający z naszych osobistych refleksji, przemyśleń, głębokich analiz sytuacji. Więc to polega na tym, że połykamy to, co słyszymy wokół, jakie nastawienie, postawy widzimy dookoła. Prowadzący wojnę kognitywną z tego korzystają. Na wiele różnych sposobów i wszelkimi metodami. Chodzi o to, żeby rozdmuchiwać korzystne informacje dla tych, którzy te wojnę prowadzą. W tym przypadku, te informacje, które są antyukraińskie.
Czy podczas ostatnich wyborów w USA przyglądała się pani, czy coś mogło mieć wpływ na decyzje wyborcze Amerykanów?
– Teraz się mówi wprost, że wybory w Ameryce wygrał Elon Musk, czyli właściciel Platformy X, dawnego Twittera. Po pierwsze, tam było bardzo dużo aktywnych kont pro-Trump i to takich, które szerzą fejknewsy i dezinformację. I często to są prawdziwe osoby, których konta wcześniej zablokowano, ale po przejęciu Twittera przez Elona Muska, im je odblokowano. A cała skrajna prawica, wcześniej zablokowana z powodu mowy nienawiści, teraz odblokowana, miała już możliwość pełni przekazu. Aktywne były konta boty rosyjskie. I o tym donosili analitycy amerykańscy. Były też akcje dezinformacyjne nastawione na Stany Zjednoczone i Ukrainę. Do tego fałszywe strony internetowe podszywające się pod istniejące media. Istniały takie całe siatki, tworzone przez Rosję. To wszystko razem wzięte oddziałuje. A nam się wydaje, że samodzielnie myślimy. Często jestem pytana o to, czy decyzje wyborcze zależą od tego, co się dzieje w mediach społecznościowych. Jednak przy decyzjach wyborczych to jest bardzo trudne do udowodnienia.
Dlaczego?
– Bo na nasze decyzje wyborcze wpływa wiele różnych czynników. Ale kiedy wrócimy do tego, od czego rozpoczęłyśmy rozmowę, czyli od trendu na Tik-Toku przed Halloween, to w tym przypadku widać wyraźnie, że to, co się dzieje w mediach społecznościowych, oddziałuje na konkretne zachowania ludzi. I to nie jest tak, że oddziałuje tylko z Tik-Toka na dzieciaki przy okazji Halloween. Zawsze oddziałuje i to w różnych obszarach. Będzie także oddziaływało na decyzje wyborcze.
Więc to wszystko, ze zwiększonym natężeniem, czeka nas już na wiosnę, przed wyborami prezydenckimi w Polsce.
– To się już dzieje, w jakimś stopniu. A z całą pewnością nasilenie czeka nas przed wyborami. To, co możemy zrobić, żeby się przed tym chronić, to mieć świadomość, że działanie przez media społecznościowe jest celowo realizowane. I jest nastawione na budzenie w nas bardzo silnych emocji. Jeżeli widzimy jakiś kanał informacyjny, konto, osobę, portal nastawione na to, żebyśmy się bardzo mocno i szybko pobudzili, do tego w krótkim czasie, starajmy się zachować rezerwę. Wszystkie skandale, wszystkie afery budzące w nas skrajne emocje – do tego trzeba podchodzić z dystansem. Bo w takich sytuacjach celem nie jest przekazanie informacji, tylko wywołanie określonych postaw i nastrojów.
I tu chyba dochodzimy do wniosku, że porządne dziennikarstwo nie może zaginąć. Takie, które objaśnia rzeczywistość, prostuje te fałszywe i nieprawdziwe informacje, a nie wywołuje emocji.
– Z pewnością porządne dziennikarstwo nie może zaginąć. Ale też poza dziennikarstwem, które jest niezbędne, potrzebujemy edukacji, jak sobie radzić z tego typu wpływami. Musimy mieć świadomość, że coś takiego jest i poznać metody działania. Czyli najprostsza edukacja w tym zakresie. Badania naukowe pokazują, że nasza podatność na tego typu przekazy, w przypadku dorosłych i nie tylko, rośnie z chwilą stresu i sytuacji kryzysowych. W takich sytuacjach warto wiedzieć, że zanim pod wpływem dziwnej informacji zaczniemy coś robić, to trzeba zadbać o obniżenie naszego stresu. A wystarczy zaledwie pięć minut świadomego oddychania, żeby opadły emocje. Wtedy bardziej racjonalnie podejdziemy do informacji. Redukowanie stresu jest naprawdę ważne, żeby nie ulegać temu, co zobaczymy w mediach społecznościowych.
Przypominam sobie, z mojego dziennikarskiego doświadczenia przed laty, jak przyszła do mnie pani prawnik, bo została okradziona przez panią podającą się za wróżkę. Nie dość, że „utopiła” u niej dużo pieniędzy, to jeszcze oszustka pozbawiła ją biżuterii. A wszystko przez to, że racjonalna pani prawnik była na życiowym zakręcie i w dużych emocjach, zamiast do specjalisty, trafiła do oszustki. Sytuacja spoza mediów społecznościowych, ale pokazuje jak racjonalne myślenie gaśnie w stresie. A teraz jesteśmy narażani na częsty stres.
– Tak, wiele zależy od tego, w jakiej jesteśmy kondycji psychicznej. I ten pani przykład jest bardzo dobry, bo pokazuje osobę w kryzysie. W sytuacji, kiedy mamy nasilenie emocji, to odcina nam taką racjonalną część mózgu. Włącza nam się część mózgu odpowiedzialna za przetrwanie. I to naukowo potwierdzono. Gdyby pani prawnik, zamiast pójść do wróżki, kiedy fatalnie się czuła, postawiła na jakieś metody minimalizowania stresu, odpowiednie dla niej, to nigdy by do wróżki nie poszła. Ale w trakcie sytuacji kryzysowej nie da się nauczyć, że trzeba postąpić inaczej. Każdy powinien odnaleźć odpowiednie metody łagodzenia stresu przed sytuacjami kryzysowymi. Wtedy będziemy bardziej racjonalni, to nas w dzisiejszym świecie ochroni. Nie ulegajmy impulsom emocjonalnym. Także, jeśli chodzi o reagowanie na informacje, które mogą być nieprawdziwe.
A te nafaszerowane igłami cukierki też wywołały ogromne emocje u rodziców. Do tego pogłębiło podział między zwolennikami rozdawania cukierków w Halloween, a jego przeciwnikami.
– Najgorsze, co w tym jest, to fakt, że znów przekłada się to na brak zaufania do innych. Dzieci nie mogą pójść w Halloween, poprosić o cukierka i go zjeść. Bo to może być niebezpieczne. To znowu nas osłabia jako społeczność, kiedy dziecko nie może zaufać dorosłemu, normalnie wyglądającemu, np. sąsiadowi, który częstuje cukierkami. To niszczy nasze więzi społeczne. W dalszej perspektywie przełoży się na obniżenie zaufania do siebie. Zaufanie społeczne w Polsce i tak już jest bardzo niskie. A to skutkuje zerwanymi relacjami, samotnością, wszystkim tym, z czym się dzisiaj borykamy, jako społeczeństwo. Nie ulegajmy impulsom emocjonalnym. Wtedy nie myślimy, czy dana informacja jest prawdziwa, czy nie. A pobudzeni emocjonalnie reagujemy automatycznie.
Czytaj też: Pokolenie niewyspanych. Polak jak żyje, tak śpi. Czyli źle
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.