W poniedziałek 7 listopada rada nadzorcza WiK odwołała trzech członków zarządu: prezesa Ireneusza Jakiego oraz wiceprezesów Agnieszkę Maślak i Sebastiana Paronia. Stało się to pomimo sprzeciwu przedstawiciela Polskiego Funduszu Rozwoju w radzie. To istotne o tyle, że ów przedstawiciel ma tzw. „złoty głos”. Oznacza to, że bez jego zgody nie można odwoływać członków zarządu.
„Rada podejmuje uchwały kolegialnie większością głosów i nie może być blokowana przez jednego członka Rady Nadzorczej” – podkreślała Anna Habzda, przewodnicząca rady WiK Opole w oświadczeniu rozesłanym do mediów w poniedziałkowe popołudnie.
Prezes WiK Opole: Ireneusz Jaki nie może zaskarżyć uchwały rady ws. jego odwołania
We wtorek Ireneusz Jaki zorganizował konferencję prasową, na której podkreślał, że uchwała rady nadzorczej w sprawie jego odwołania jest niezgodna z umową spółki. Przytoczył punkt dotyczący „złotego głosu” PFR. Zaznaczył, że wobec tego nadal jest prezesem WiK oraz że zarówno on, jak i PFR zaskarżą uchwałę rady nadzorczej.
– Pan Ireneusz Jaki nie może tego zrobić. Członkowie zarządu nie mają możliwości zaskarżania takich uchwał – mówi Paweł Kawecki, który w zarządzie WiK jest od lipca, a w poniedziałek został mianowany nowym prezesem spółki.
– Może to natomiast zrobić inny organ – przyznaje. – Przy czym musimy pamiętać, że oprócz umowy spółki są inne artykuły w kodeksie spółek handlowych, wobec których uprawnienia PFR mogą nie być skuteczne – argumentuje.
Nie zmienia to faktu, że PFR może tę uchwałę odwołującą trzy osoby z zarządu zaskarżyć. I wszystko wskazuje na to, że to zrobi. Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że uchwała będzie zabezpieczona do czasu, aż sąd nie rozstrzygnie, czy pozbawiono ich funkcji zgodnie z prawem. Zabezpieczenie będzie oznaczać, że uchwała będzie w obiegu prawnym, ale nie będzie stosowana – a to równać będzie się powrotowi Ireneusza Jakiego, Agnieszki Maślak i Sebastiana Paronia do ich poprzednich roli w zarządzie.
WiK Opole szykuje się na zerwanie relacji z Polskim Funduszem Rozwoju?
Ireneusz Jaki na konferencji sygnalizował również, że wobec działań rady nadzorczej zdominowanej przez przedstawicieli Opola zarówno miasto, jak i spółka muszą liczyć się z wypłatą wielomilionowego odszkodowania dla PFR. A także wypowiedzenia przez fundusz umowy oraz zwrotu pieniędzy, jakie miasto otrzymało w zamian za 25 proc. udziałów w WiK Opole pod koniec 2019 roku, które spółka ma spłacać do 2039 roku.
– To nie byłoby 100 mln zł, a około 130 mln zł – podkreślał Ireneusz Jaki.
– Nie twierdzę, że wyjście PFR ze spółki jest wskazane. Ale nie musi też oznaczać czegoś niedobrego. Każdy kryzys niesie też szanse – odpowiada Paweł Kawecki.
Prezes WiK Opole wskazuje, że spółka analizowała kwestię tego, ile kosztuje ją spłata zobowiązań wobec PFR przy obecnym poziomie stóp procentowych, a ile by ją kosztowało zaciągnięcie kredytu na podobną kwotę. Paweł Kawecki przekonuje, że WiK Opole mogłoby na tym drugim rozwiązaniu zaoszczędzić.
– Zwracaliśmy się do PFR o obniżenie pewnych wskaźników w umowie, które dałyby nam kilka milionów złotych oszczędności. Czekamy na odpowiedź w tej kwestii – mówi.
Czy to oznacza, że spółka bądź ratusz same szykują się do wypowiedzenia umowy PFR? W urzędzie miasta słyszymy, że tego nie planowano. Prezes WiK odpowiada, że rozważane są różne scenariusze.
– Przede wszystkim liczymy na dobrą współpracę z jednym z udziałowców spółki, jakim jest PFR. Tymczasem w ostatnich miesiącach mamy do czynienia ze specyficzną sytuacją, w której fundusz w radzie nadzorczej reprezentowały cztery różne osoby. Taka rotacja jest zastanawiająca – komentuje Paweł Kawecki.