Zamieszanie po wystąpieniu pokontrolnym PIP Opole
Na początku tygodnia Arkadiusz Wiśniewski, prezydent Opola, upublicznił treść wystąpienia po kontroli Państwowej Inspekcji Pracy w WiK. Wynikało z nich m.in., że w spółce dochodziło do dyskryminacji pracowników, w tym młodych matek wracających z urlopów macierzyńskich. Kontrolerzy zwrócili też uwagę na duże dysproporcje płacowe wśród członków kadry kierowniczej.
Prezes Ireneusz Jaki postanowił odnieść się do wystąpienia prezydenta Opola. Na konferencji prasowej towarzyszył mu Mateusz Filipowski. Był wiceprezesem WiK ponad sześć lat, do połowy 2021 roku. Potem zatrudnienie znalazł w Elektrowni Opole, będącej w strefie wpływów opolskich „ziobrystów”. Od połowy stycznia jest członkiem zarządu Zakładów Azotowych Kędzierzyn. Choć w WiK nie pracuje od ponad 1,5 roku, bardzo często towarzyszy Ireneuszowi Jakiemu na konferencjach i wypowiada się na temat sytuacji w spółce.
Na konferencji Ireneusz Jaki i Mateusz Filipowski krytycznie odnosili się do tego, co na swojej konferencji mówił Arkadiusz Wiśniewski. Zapewniali, że w spółce nie dochodziło do dyskryminacji młodych matek. Dementowali też twierdzenia PIP o dysproporcjach płacowych w WiK Opole. Podkreślali, że mają dokumenty potwierdzające ich wersję.
Mając na uwadze, że jakiś czas temu doszło do wycieku danych pracowników WiK Opole, zapytaliśmy, czy dokumenty prezentowane na konferencji mogą znajdować się poza spółką.
Ireneusz Jaki stwierdził, że jako prezes WiK jest ich dysponentem. – Oprócz tego one są zanonimizowane – powiedział.
Mateusz Filipowski przekonywał natomiast, że zna treść dokumentów, ponieważ kiedyś je podpisywał.
Członek zarządu WiK: Mateusz Filipowski to osoba postronna
– Pan Mateusz Filipowski z punktu widzenia prawa jest osobą postronną – komentuje Paweł Kawecki, członek zarządu WiK.
– W swoich wypowiedziach wyraźnie wskazał natomiast, że ma informacje pochodzące z dokumentów spółki. A nawet, jeśli ma historyczną wiedzę na tematy związane ze spółką, to nie powinien jej prezentować publicznie. Ponieważ już w niej nie pracuje – zauważa.
Paweł Kawecki dodaje, że na konferencji Mateusz Filipowski mówił o jednej z pracownic w sposób umożliwiający jej identyfikację.
– Wydaje się więc, że mamy do czynienia z naruszeniem przepisów o ochronie danych. W związku z tym w przygotowaniu jest zawiadomienie do Urzędu Ochrony Danych Osobowych oraz do prokuratury – argumentuje.
„Pamięć może zaskakiwać”
– To służby ocenią, czy doszło do wycieku danych oraz upublicznienia informacji niejawnych. Ale pamięć byłego wiceprezesa co do konkretnych osób w spółce z tak liczną załogą [około 300 osób – dop. red.] może zaskakiwać – komentuje Paweł Kawecki.
Zwróciliśmy się do Mateusza Filipowskiego o odniesienie kwestii do zawiadomienia do UODO zapowiedzianego przez członka zarządu WiK. W pisemnej odpowiedzi zapewnił, że nie posiada żadnych danych spółki.
„Cytowałem informacje, które podawał prezydent dzień wcześniej. Proszę jego zapytać dlaczego podawał takie informacje do publicznej wiadomości” – stwierdził.
Podobne pytania wysłaliśmy też do Ireneusza Jakiego. Zwróciliśmy się m.in. o odniesienie do podejrzenia, że były wiceprezes miał wgląd do dokumentów spółki, choć w niej nie pracuje. Prezes WiK nie odpowiedział na zapytanie do czasu publikacji tego materiału.
Dodajmy, że w piątek 3 marca odbyło się kolejne posiedzenie rady nadzorczej WiK Opole. W jego programie były punkty dotyczące odwołania bądź zawieszenia Ireneusza Jakiego. Głosowania jednak nie było, ponieważ posiedzenie jest zawieszone do 10 marca.