Jarosław Kaczyński nie rozumie NATO
Reakcje prezesa dotyczyły dwóch kwestii i obie były charakterystyczne dla jego myślenia o świecie. Raz jeszcze ujawnił on swoje głębokie antyniemieckie kompleksy. Najpierw, kiedy o sprzęcie znad Renu powiedział, że jest leciwy, ale jednak nowoczesny (zupełnie jak pastorał z filmu „Kler”, złoty a skromny), bo jak coś jest niemieckie, to przecież musi mieć jakiś feler.
Druga wypowiedź była jeszcze mniej zrozumiała. Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego, rakiety w Polsce stałyby dla ozdoby i pełniły wyłącznie funkcje estetyczne, a nie polityczne czy militarne. Zaś dotychczasowa postawa Niemiec nie daje podstaw do tego, by sądzić, że oni zdecydują się na to, by strzelać do rakiet rosyjskich.
Co zdanie, to nieporozumienie. Rakiety nie pełnią funkcji estetycznej, tylko odstraszają. I oby w tej roli stały w Polsce jak najdłużej. Jak ich trzeba będzie użyć, to będzie znaczyło, że mamy wojnę na własnym terytorium.
Po wtóre, „Patrioty” są wprawdzie niemieckie, ale nie Niemcy w izolacji będą decydować o ich użyciu. Przypomniał o tym niedawno w wywiadzie dla „Deutsche Welle” sierżant Bundeswehry służący przy podobnych wyrzutniach na Słowacji (rozlokowano je tam już w kwietniu).
„Decyzja o oddaniu ognia nie należy do nas, lecz leży wyżej (w domyśle w dowództwie NATO), my jesteśmy w tym kraju tylko gośćmi” – mówił.
I jeszcze jedno. Pomysł Jarosława Kaczyńskiego, by „Patrioty” chroniły polskiego nieba z terytorium Ukrainy, a nie z Polski, być może jest do zastosowania. Ale – co Christine Lambrecht przypomniała – trzeba by to uzgodnić z sojusznikami i zyskać ich zgodę na transfer sprzętu poza kraje Sojuszu. Takie myślenie jest zbieżne z Kartą NATO, w której (artykuł 4.) czytamy: Strony będą się wspólnie konsultowały, ilekroć, zdaniem którejkolwiek z nich, zagrożone będą integralność terytorialna, niezależność polityczna lub bezpieczeństwo którejkolwiek ze stron.
Tylko, że jak ktoś jest przekonany o własnej nadzwyczajnej mądrości, to mu trudno się zniżyć do negocjacji z partnerami. Ale dyktując swoją wolę, a nie rozmawiając i z zasady nie ufając innym, pewnie nawet zakładu pogrzebowego nie da się poprowadzić. A co dopiero mówić o państwie.